pinkmartini-sympathiquePociągiem przez patchwork świata

Szukając gdzieś pomiędzy muzyką kubańską, klasycznym zespołem kameralnym, brazylijską orkiestrą a japońskim „ciemnym filmem” – odnajdziesz Pink Martini.Amerykańska grupa Pink Martini to skrzyżowanie brazylijskiego temperamentu, francuskiej lekkości, zaoceanicznego humoru i klasycznego smaku. Zespół angażuje wykształconych muzyków grających na instrumentach dętych, smyczkowych oraz perkusyjnych, zaś sam założyciel – Thomas M. Lauderdale – jest pianistą. Nie można pominąć ważnego elementu jakim jest wokal (głównie China Forbes a także Timothy Nishimoto), który pełni tutaj rolę nie tyle wiodącą co raczej – jednego z wielu głosów tej niezwykłej mini-orkiestry. W roku 1997 wydali debiutancki album Sympathique, zaś siedem lat później krążek Hang on Little Tomato.

Kiedy po raz pierwszy usłyszałam Amado mio wiedziałam, że zespół podbił moje serce. Nie wiem czy słowami da się oddać ducha, którego oni oddali muzyką. Wszak sztuka ta, jak wiemy, ma poruszać nasze serca. W tym wypadku – porusza także wyobraźnię i zmysły. Słuchając Amado mio, No Hay Problema czy Donde Estas, Yolanda? odnosi się wrażenie, że ta muzyka żyje, wiruje i tańczy, odmalowuje przed nami gorący klimat salsowych imprez o północy. Sympathique to francuski utworek wprost z uroczych uliczek Paryża, zaś La Soledad wykorzystuje cytat z Andatne spianato – Fryderyka Chopina łącząc ten magiczny utwór fortepianowy z namiętną pieśnią miłosną. Nie trudno dostrzec, że grupa nie trzyma się kurczowo jednego stylu, czy jednego rodzaju muzyki. Ten krążek to poszukiwania – w różnych stylach, językach i kulturach. Można by się zatem zastanowić czy to ten nurt poszukiwań wpływa na dobór instrumentów, czy to wielość i różnorodność instrumentarium wpływa na niepowtarzalny klimat utworów zespołu? To pytanie zapewne pozostanie wielką zagadką wszechświata, pomimo, że sam Lauderdale twierdzi, że nie ma tu ani krztyny przypadku. Powiedziałabym: zaplanowana improwizacja. Spośród bogatego instrumentarium, jakim posługują się Pink Martini, nawet niezbyt wprawne ucho wyłoni tak zwaną „perkusję” (tak zwaną, bo wsadzenie do jednego worka wszystkich instrumentów, którymi się posługują jest według mnie bluźnierstwem oraz herezją), która od bongosów aż po zwykłe „przeszkadzajki” traktowana jest jak osobny rozdział historii świata i ludzkości – tworzy tę muzykę, podkreśla ją, nadaje kształt i prowadzi. Cóż poza tym? Fortepian (jego dźwięk jak z innego świata, i perfekcja techniczna Thomasa), wiolonczele (ich głęboko brzmiące sola), wokal (urocze teksty, jego metamorfoza w każdym utworze).

Album ten jest dla mnie niczym podróż pociągiem przez cały świat – realny i uczuć – z ogniem i temperamentem Brazylii w tle. A jeżeli miałabym określić jego tematykę jednym słowem to zdecydowanie byłaby to „miłość”.

Jadwiga „Bachelorette” Marchwica