Parov Stelar to jeden z pseudonimów Marcusa Füredera, pod którym wsławił się jako kontynuator tradycji w muzyce trip-hop i downtempo. Jednak jego nowy album „Shine” jest pod tym względem zaskakujący – dużo bardziej taneczny i zróżnicowany, ale wciąż z typowym dla austriackich muzyków smakiem. Parov Stelar wraz z zespołem będzie gościem tegorocznego Free Form Festival. Z tej okazji i z okazji premiery nowej płyty dzwonimy do niego z kilkoma pytaniami.

Kaśka Paluch: Przede wszystkim chciałabym ci pogratulować. Twój nowy album naprawdę mi się podoba, podoba mi się też twój nowy styl…

Parov Stelar: O… bardzo dziękuję.

Ale chciałabym wiedzieć – czy to oznacza, że twój „stary”, stricte downtempowy styl już nigdy nie wróci?

Nie… to wyglądało tak, że swego czasu zrobiłem kilka kawałków przeznaczonych raczej na parkiet, nie myślałem wtedy o stworzeniu z nich płyty. Później powstało ich więcej i wtedy zdecydowałem, że nagram je na nowym albumie dorzucając coś bardziej easy-listeningowego. Właściwie najnowsza płyta to mikstura, chciałem połączyć klimat spokojny z bardziej tanecznym.

Ostatni, bonusowy utwór na „Shine” utrzymany jest w stylu house czy techno, jak produkcje z twojego projektu Cash Candy…

(śmiech) O tak…

Masz tego więcej, może planujesz nagranie takiej płyty?

Czy ja wiem… wiesz, kawałki utrzymane w takim klimacie nadają się bardziej do grania w klubach, niekoniecznie do słuchania na płycie. Ale może jeśli uzbieram takich utworów więcej, spróbuję stworzyć z tego kompilację. W tym momencie jednak nie mam takich planów.

Będziesz grał niedługo w Polsce, ale byłeś tu już kilka miesięcy temu – jak zapamiętałeś nasz kraj?

Wspaniale. Zawsze uważałem, że pierwsze wrażenie jest najważniejsze – a jak wylądowaliśmy na lotnisku i wysiedliśmy z samolotu, byliśmy bardzo szczęśliwi. Ludzie, których spotkaliśmy byli bardzo, jak to się mówi, „open-minded”, życzliwi, to było niesamowite. Dlatego naprawdę, bardzo cieszymy się, że będziemy mogli tam wrócić. Szczególnie do Warszawy.

Miałeś szansę zwiedzić Warszawę?

Tak, zwiedzaliśmy trochę stare miasto, jest bardzo interesujące i bardzo ładne.

Kontaktowali się z tobą polscy fani?

Tam na miejscu nie. Czasem dostaję wiadomości na przykład przez MySpace, ale nie nazwałbym tego stałym kontaktem.

Co zagrasz na Free Form Festival?

Zwykle koncerty z zespołem są utrzymane w klimatach bardziej tanecznych, to jakby naturalne… aranżacje utworów z albumów tak wychodzą. Chcielibyśmy, żeby ludzie zaczęli tańczyć. Możecie się spodziewać utworów uptempo, zdecydowanie nie będzie to spokojny, chilloutowy koncert.

Decydujecie się czasem na improwizację, czy gracie stricte według planu?

Oczywiście, czasem na koncertach zdarzają się odstępstwa, trochę improwizacji. Mamy swoisty plan, ogólny zarys. Ale to jak wygląda koncert i jak zachowuje się publiczność determinuje nasze zachowanie na scenie. Nie trzymamy się ostro tej jednej drogi.

Jakiego sprzętu używasz na scenie?

Na scenie korzystam z laptopa Macintosha, tam mam cały software odpowiedzialny za moje brzmienie i efekty. Mam też Technicsa, który mi służy do programowania i scratchowania. Tyle dla mnie. Reszta to żywe instrumenty.

Pytam o to, ponieważ jakiś czas temu w wywiadzie dla naszego redaktora Wojtka mówiłeś, że nie umiesz grać na żadnym instrumencie…

(śmiech) No, to niestety prawda…

Ale gdybyś mógł się nauczyć, jaki wybrałbyś instrument?

Myślę, że byłaby to gitara klasyczna. Lubię też fortepian – za brzmienie i szeroką skalę, tak więc… fortepian albo gitara…

Dobry wybór. Trochę gram na obu tych instrumentach, polecam (śmiech).

Naprawdę? Musimy zrobić jakiś kawałek wspólnie (śmiech).

Tymczasem opowiedz o swoich wokalistach – jak ich poznałeś, jak doszło do współpracy…

Szczerze mówiąc jeśli chodzi na przykład o Lilję Bloom, to jest to moja dziewczyna, nie miałem więc problemu z nawiązaniem kontaktu i zaproszeniem do nagrania (śmiech), przygotowujemy zresztą teraz jej solowy album. Kristina Lindberg natomiast w zespole Laine wydała album dla mojej wytwórni Etage Noir, więc też nie musiałem jej długo namawiać na współpracę przy mojej płycie… podobnie to wyglądało z innymi wokalistami – znaliśmy się ze wcześniejszej współpracy i tak wyszło.

Jak wyglądają twoje inspiracje i fascynacje, czego słuchasz w samochodzie, albo w domu – ogólnie: jaka muzyka teraz cię interesuje. Poza twoją (śmiech).

Słucham naprawdę dużo i różnie. Przesłuchuję albumy promocyjne od osób, które chciałyby się wydać w Etage Noir. Poza tym aktualnie jestem zafascynowany muzyką francuską, lubię też nowy jazz, muzykę popularną, naprawdę jest tego dużo. Także dlatego mój nowy album jest tak zróżnicowany – bo zbieram inspiracje z tego wszystkiego, co poznaję. Więc dlaczego miałbym komponować tylko w jednym stylu?

Klasyki też słuchasz? (śmiech)

Czasami tak, kilka lat temu byłem wielkim fanem Bacha.

Spytałam, bo mieszkasz w Austrii i wiesz… Mozart, Beethoven, pewnie nie są ci obcy (śmiech).

O tak… ale wolałbym teraz Rachmaninowa (śmiech)

Albo Chopina, w końcu jedziesz do Polski.

(chwila na dłuższy śmiech) Zdecydowanie, powinienem. Jeśli mam być szczery nie przepadam za nim.

Ja też. Ok., jakie są teraz twoje muzyczne plany, nowy album?

Póki co nie myślę o nim. Wiesz, kiedy pracujesz nad czymś intensywnie przez dwa lata, czujesz pewną pustkę w sobie. Po zakończeniu akcji promocyjnej i koncertów, chcę wyjechać na jakiś czas na wakacje – odpocząć, poszukać nowych pomysłów. I wtedy zacznę nagrywać kolejny krążek.

No to nie mogę doczekać się aż skończysz wakacje (śmiech). Dziękuję za rozmowę.

Ja również i do zobaczenia w Polsce.

Wrzesień 2007

Rozmawiała: Kaśka Paluch

Za umożliwienie przeprowadzenia wywiadu dziękujemy Sonic Records.