Oszibarack od chwili swojego debiutu „Moshi, Moshi” wywoływali zainteresowania światka tak zwanych nowych brzmień. Wrażenia towarzyszące nowemu albumowi „Plim Plum Plam” spotęgowały zapowiedzi wydawcy, porównując wrocławski zespół do największych nazwisk światowej muzyki rozrywkowej. Okazało się, że oczekiwania nie były wygórowane – najnowszy krążek Oszibarack zdobył same pochlebne recenzje, także na naszym portalu. Z liderem grupy, Agimem, rozmawiamy o tym co było, co jest i co będzie.
Kaśka Paluch: Od premiery debiutanckiego albumu „Moshi, Moshi” minęły cztery lata. Czym zespół i jego muzycy zajmowali się przez ten czas?
Agim: Ja pracowalem nad innymi projektami jako producent m.in Not, Nina Stiller, Hurt. Nagralem rowniez epke z Noviką, współpracowalem przy ostatniej płycie z zespołem Agressiva 69, miksowałem ostatni album hip-hopowego kolektywu Kodex. Zmazik był zajętym muzykiem sesyjnym, Tomek Dogiel poświęcił się pracy grafika, a Patrisia w tym czasie nagrała drugą płytę z duetem Husky, przy której również udzielałem się przy pracy nad wokalami.
Wasza druga płyta różni się od debiutu dość znacznie. Zdaje się być mocniejsza w brzmieniu, bardziej melodyjna. Co skłoniło Was do takich przemian?
Chyba bardziej dojrzeliśmy do takiej płyty. Wykrystalizowaliśmy nasze brzmienie dzięki „Moshi, moshi”. Koncerty, którymi promowaliśmy nasze debiutancki album dały nam też do zrozumienia, że oprócz intelektualnej woltyżerki, której oddajemy się z pasją podczas pracy w studio, są w nas duże pokłady energii. Chcieliśmy to zawrzeć na nowej płycie. Szukaliśmy też nowego klucza, kóry byłby drogowskazem dla brzmienia naszej nowej płyty. Nie chcieliśmy się spieszyć, zależało nam na tym, żeby nowy album – przy zachowaniu naszego stylu – był zupełnie inny od debiutu, bardziej eklektyczny, jeszcze bardziej nieprzewidywalny, a przy tym, żeby były to jednak piosenki. Myślę, że się nam to udało.
Zabawa kiczem, zderzenie epok i stylistyk to dość odważny kierunek. Do jakiego grona słuchaczy chcecie trafić ze swoją muzyką?
Nie jesteśmy radiem, ani żadną komercyjną instytucją, któa przeprowadza rodzaj badań fokusowych dostarczających informacji o tym jakie są nastroje i oczekiwania potencjalnych odbiorców, słuchaczy, klientów itp. Robimy po prostu muzykę, którą czujemy, lubimy . Chcemy się dzielić naszą wrażliwością ze sluchaczem jak najabrdziej. Ale to najpierw my chcemy być usatysfakcjonowani swoją pracą. Inaczej byłoby to sztuczne i nieuczciwe. Gramy pop w szerokim tego słowa znaczeniu ale nie jesteśmy produktem, który został stworzony dla zaspokojenia ilości zer na koncie naszego wydawcy, (śmiech). Liczą się emocje i intelekt. Muzyka to dla nas przede wszystkim zabawa i radość tworzenia.
Inspiracje japońską sceną są wyraźnie słyszalne, zresztą i przy pierwszym albumie nie ukrywaliście ich w komentarzach do „Moshi, Moshi”. Wydaje mi się, że przy „Plim plum plam” też tak jest. Skąd ta fascynacja japońskim j-popem?
To zaskakujace spostrzeżenie. Kolejny dowód na to, że każdy człowiek odbiera sztukę w sposób indywidualny. Oczywiście, w przypadku „Moshi, moshi” można mówić o inspiracjach kulturą japońską, było to świadome, o tyle przy „Plim, plum, plam” nasze inspiracje dotykały zupełnie innych obszarów. Że wspomnę całą kinematografię europejską i amerykańską z końca lat 50 i początku 60-tych. Nasza okładka swoją kolorystyką i kreską może przypominać japońską mangę, ale bliżej jej do amerykańskiego komiksu niż kreski kraju kwietnącej wiśni. Okładka miała oddać charakter muzyki, jaką zawarliśmy na albumie. Energia, optymizm, wielopłaszczyznowość, rodzaj szaleństwa i pastiszu. Lubimy żonglować stylami, bawić się konwencją, łamać ją, stąpać po cienkiej linii kiczu, zachowując przy tym szczere emocje i chęć odkrywania nowych obszarów. Staramy się też w miarę komunikatywny sposób nawiązać porozumienie ze słuchaczem i wzbudzić w nim jakiekolwiek reakcje. Oprócz eksperymentu, zabawy dźwiękiem, inelektu i matematyki istnieje przecież melodia, harmonia, kolorystyka, za pomocą której możemy wyrażać swoje emocje. Wzruszać się bądź irytować.
Krążą o Was „plotki”, że macie obsesję na punkcie poziomu produkcji. Rzeczywiście tak jest? Zarywacie noce nad dopieszczaniem brzmienia? (śmiech)
(śmiech) Nie da sie ukryć, że dużą wagę przywiązujemy do brzmienia. Nigdy sie nie oglądaliśmy za siebie. Mało nas w sumie obchodzi tez problem wiecznego kompleksu polskich artystów względem świata. My się czujemy obywatelami świata, uczestniczymy w procesie globalnego aktu twórczego, któremu towarzyszy kreatywny recykling. Dziś to, co tworzy twórca jest wypadkową jego zewnetrznych inspiracji, jest forma recyklingu, sposobem przetwarzania tego, co do niego dociera za pomocą coraz wyższej technologii i łatwego dostepu do niej. W ułamku sekundy jesteśmy w stanie usłyszeć, zobaczyć to, co stworzyl Pan X, dajmy na to, w odleglej Australii. Inspirujac sie nim sami dokonujemy recyklingu jego myśli za pomocą filtracji tych pomysłów przez naszą wrażliwość i wyobraźnię. Nie należy się bać i czuć skrępowanym z powodu miejsca, w którym przyszło nam żyć. Oczywiście dochodzą tutaj kwestie mentalne, ale trzeba zrobić wszystko, żeby się z nich wyzwolić. Sztuka i twórczość dają nam poczycie wolności. W naszej mentalności tkwi pewien rodzaj nonszalancji i bałaganiarstwa. Wyleczyłem się z tego. My, jako Oszibarack, staramy się dbać o każdy detal w produkcji na tyle, na ile pozwalają nam nasze umiejętności i zaplecze. Ale nie tylko my, wystarczy popatrzeć na produkcje takich wykonawców jak Smolik, Miloopa, Novika, nie wnikając w wartość stricte artystyczną, ich produkcje brzmią naprawdę europejsko! I chwała im za to.
W swoją muzykę wkładacie sporo pracy. Musicie być jednak zapewne świadomi faktu, że sporo osób zapozna się Waszym nowym albumem dzięki technologii p2p. Jaki jest Wasz stosunek do poczynań artystów, jak Radiohead, którzy swoje płyty udostępniają darmowo? W Polsce czegoś takiego jeszcze nie było, mogliście być pierwsi… ale?
Ale nie będziemy, ponieważ:
Po pierwsze: w dużej mierze nie od nas to zależy.
Po drugie: Radiohead, to zespół o wielkiej, światowej renomie i może sobie na taki eksperyment pozwolić, choć jak sami przyznali, więcej tego nie zrobią.
Po trzecie: nie stać nas na to, ani naszego wydawcy.
Po czwarte: Chcemy, aby choć w nikłym stopniu zwróciły się koszta produkcji, takie jak druk, honorarium dla grafika, teledysk, honorarium dla fotografa, koszt wynajęcia orkiestry, studia nagraniowego, studia masteringowego.
Ludzie sobie nie zdają sprawy z tego, jak jest to długi, żmudny i kosztowny proces. Wydaje im się, że to jest tylko koszt nośnika, a tak naprawdę jest to marginalna sprawa. Spora część ludzi narzeka, że płyty są drogie. Większość płyt, szczególnie tych z Polski, kosztuje niecałe 30 zł, a i tak je kopiują. Radiohead dali możliwość potencjalnemu odbiorcy samodzielnego ustalenia kwoty, którą zapłaci za ich najnowszy album, a i tak większość ściągnęła za free. Wydaje mi się, że tym działaniem Radiohead chciało zamanifestować swoją niechęć do wielkich koncernów płytowych i sieci pośredników, których czas i tak się już kończy, ale nie zmienia to faktu, że za dobra intelektualne i materialne trzeba płacić. Artysta ma pełne prawo do swojego wynagrodzenia za swojąpracę, tak samo, jak każdy inny. Myślę, że jest to globalny problem, nie do powstrzymania. Kończy się coś takiego jak celebracja samego faktu obcowania z muzyką, z drugiej strony dzięki temu każdy ma szanse na podzielenie się swoją twórczością, choć brak takiego weryfikatoa, jakim był rynek muzyczny, powoduje, że często też powstaje i przedostaje się do obiegu wiele chłamu. Ale ja jestem optymistą i myślę, że powstanie nowy rodzaj relacji między artystą i odbiorcą, dzięki której artysta będzie mógł się rozwijać i poświęcać twórczości, ku uciesze odbiorców. Zbyt wielu ludzi to kocha, by mogło przepaść z kretesem.
Premiera Waszego albumu traktowana jest z równym medialnym rozmachem, jak premiery krążków Miloopy, Noviki, Husky czy Smolika. Zdaje się, że to grono jest trzonem polskiej sceny muzyki elektronicznej. Jak Wy postrzegacie swoje dokonania na tym polu, a może są jeszcze jakieś zespoły, które chętnie byście w tym 'gronie’ widzieli?
Wychodzi na to, że muzyka elektroniczna to pojemny worek. Moim zdaniem ta definicja straciła swoje znaczenie już dawno. Dziś większość tworzonej muzyki moglibyśmy nazwać elektroniczną. Co drugi twórca korzysta z nowych technologii opartych na prądzie i technice komoputerowej (śmiech). Cieszy nas ogromnie, że wielu ludzi nam pomaga i pomimo tego, że jesteśmy zespołem tzw. udnergroundowym, to media z czystej sympatii nam pomagaja, wierząc w nasz potencjał. To niezmiernie miłe i daje motywacje do dzialań. Wiele pracy w promocję wkładamy w my i nasz wydawca. Bodek Pezda dwoi się i troi, żebyśmy dotarli wszędzie gdzie tylko to możliwe i uzasadnione, z naszym materialem. Znamy się z Noviką, Miloopą, szczerze im kibicujemy, ale nie oglądamy się za nikim. Robimy swoje, najlepiej jak potrafimy, a jeżeli jest taki oddźwięk to tylko nas bardzo cieszy.
Miloopa, LUC, Kanał Audytywny, Husky, Oszibarack… aż chce się powiedzieć „znowu Wrocław!” 🙂 Co takiego jest w tym mieście, że w ostatnich latach większość muzycznych objawień to właśnie artyści wrocławscy?
Bo tam mieszkają naprawdę arcyciekawi ludzie. To mieszanka kulturowo etniczna. To miasto wiecznie żyje, nie umiera w nocy, ani w dzień. To zjawisko ma swoją siłę i urok, który przekłada się na życie artystyczne tego miasta. Myślę, że we Wrocławiu nie ma czegoś takiego, jak konkurencja. Wszyscy się dobrze znamy i wspieramy. Inspirujemy się wzajemnie, poszukujemy, eksperymentujemy, bacznie obserwujemy to, co się dzieje na świecie, czerpiąc z tego inspiracje i przyjemność, nie uprawiając przy tym teatru epigonów. Myślę, że tu leży przyczyna. Poza tym wypadkową tych wszystkich artystów, których wymieniłaś, daje ogólny charakter tzw. sceny wrocławskiej. Jesteśmy dumni z tego, że wyodzimy się z niej i z samego miasta Wrocławia. Tutaj naprawdę świetnie się żyje.
Na Waszej oficjalnej stronie znajduję informację o dwóch zbliżających się koncertach. Jak będzie wyglądało „Plim Plum Plam” na żywo?
Mam nadzieję, że dobrze (śmiech). A co do brzmienia – będzie bardziej energicznie i drapieżnie. W zależności od budżetu, będziemy starali się też zapraszać muzyków grających na instrumentach dętych. Myślę, że będzie sporo szaleństwa i dobrej zabawy.
Pytanie z gatunku tendencyjnych: jest premiera, recenzje, koncerty… co dalej?
Dalsza promocja, nie tylko w kraju, ale i poza granicami, teledyski, na jesień może uda nam się wypuścić nową epkę i DVD. Wyjdzie niedługo też wersja winylowa naszej ostatniej płyty. Czekają nas bardzo ważne koncerty, na festiwalach Nowa Muzyka w Cieszynie, Open’er i Era Nowe Horyzonty. Zagramy też razem z Michaelem Fakeschem z Funkstorung. Wykonamy razem, jako Oszibarack i Fakesch dwie wspólne kompozycje. To będzie przeżycie!
rozmawiała: Kaśka Paluch
zdjęcia: MySpace.com/oszibarack