oneselfDJ Vadim był dla mnie zawsze tą postacią z szeregów Ninja Tune, która nie wzbudzała aż tak ogromnego zachwytu, jak na przykład Amon Tobin, Cinematic Orchestra czy – last but not least – genialny debiutant Blockhead. W przeciwieństwie do nich, muzyka rosyjskiego DJa nie zwykła rzucać mnie na kolana, ale nie ukrywam – zawsze darzyłam ją sporą sympatią. Szczególnie od czasów albumu „The Art Of Listening”, którego klimat i koncepcja przypadły mi do gustu szczególnie (i to nie tylko dzięki utworowi z Ulą Dudziak).

Czyżby więc projekt One Self miał nieco moje podejście do Vadima zmodyfikować? Na to wygląda. Bowiem połączenie sił i talentów, a przede wszystkim głosów Yarah Bravo i Blu Rum 13 z dźwiękami generowanymi przez ninjatune’owskiego DJa mają w sobie tak zwane „coś”, co sprawiło, że nie mam najmniejszej ochoty na wyłączanie ich pierwszej wspólnej płyty.

Właściwie mój romans z One Self zaczął się już od obejrzenia klipu do „Bluebird” – ten spokojny, bardzo pozytywny, słoneczny wręcz utwór (błagam, nie mylić określenia „słoneczny” z letnimi hitami lansowanymi przez radia komercyjne), pozostawił po sobie same miłe wrażenia. Już wtedy pomyślałam, że „Children of Possibility” musi być dobrym krążkiem. Teraz mam pewność, że nie myliłam się ani trochę.

Czym jest debiut projektu One Self? Leniwym rapem Yarah i Blu Rum’a, który uzupełniają sample spod palców Vadima – wszystko bardzo selektywne, z lekko acid-jazzowym zacięciem, momentami nawet czymś na wzór „clicku” (jak w „SD2”). Niektóre „zagrania” Vadima zdają się być niezwykle charakterystyczne – jakby pewne barwy zapożyczył od Skalpela. A to – przynajmniej w moim odczuciu – działa wyłącznie in plus.

Yarah Bravo przez większość czasu swój głos poświęca deklamacji tekstu, nie brakuje tu jednak także i bardziej wokalistycznego wykorzystania strun głosowych – a jeśli kiedykolwiek słyszeliście jak Yarah śpiewa (ot choćby na EPkach wspomnianego wyżej duetu Marcina i Igora), macie świadomość niezwykłej oryginalności w barwie brzmienia jej głosu. Wszystko to razem w efekcie zwyczajnie zachwyca. Ci, którzy liczą (z jakichś bliżej nieokreślonych powodów) na ostry i agresywny gangsta-rap, mogą o tym spokojnie zapomnieć – liczba rapujących osób wynosi wprawdzie 2, jednak w tym miejscu przypomina to bardziej przyjacielską, melodyjną pogawędkę.

„Children of Possibility” jest krążkiem idealnym na chwilę obecną – zanim jeszcze nauczymy się walczyć z pierwszymi upałami, podatni na słoneczną euforię. A i później – jestem przekonana – z przyjemnością będziemy do tych dźwięków wracać. Mam wrażenie, że cała trójka przy nagrywaniu tego krążka przede wszystkim dobrze się bawiła. I zapewniam – to się przy słuchaniu udziela.

Kaśka Paluch