Ten krążek podpisany nazwiskiem znanego większości artysty, to nic innego, jak dj-ski set, mix, czy jak kto woli to nazwać. To, że Sawhney zajmuje się także miksowaniem płyt, nowością nie jest – popełnił już parę podobnych dzieł i po tym, co słyszałam – radzi sobie całkiem dobrze.
W takim przekonaniu utwierdziła mnie tylko opisywana płyta. Płynne przejścia między poszczególnymi utworami, to podstawa każdego setu, Sawhney jednak robi to w taki sposób, że kompozycja zlewa się praktycznie w jedną masę, zostawiając trochę zakłopotania w duszach osób, nie znających poszczególnych kawałków (i co za tym idzie – nie potrafiących ich odróżnić!).
Poza tym bardzo ciekawie brzmią utwory Sawhneya w nowych formach. Znane z „Human” czy „Beyond Skin” kompozycje jak „Eastern Eyes” tudzież „Homelands” zupełnie inaczej prezentują się w polewie breakbeatowej, drum’n’bassowej czy nawet jungle’owej. Jest tu także dużo, bardzo dużo nu jazzu – w końcu mamy tu także kawałki 4Hero, Tosca czy Craiga Armstronga. To zresztą przywodzi na myśl skojarzenie z niektórymi „składakami” Jazzanovy.
W oparciu o powyższe fakty, nietrudno o przemyślenia, że „Fabriclive” z 15. odsłony to prawdziwy rarytas dla miłośników kilkudziesięciu minut muzyki bez przerwy, czyli innymi słowy – miksów. Sawhney zaprezentował się od strony bardzo utalentowanego w tym fachu artysty.
Katarzyna Paluch