nighthawks-metrobarZadymiony pub, senni już jazzmani, snujące się przy stolikach barowych duchy wieczornych bywalców. Jeżeli ktoś lubi klimaty lekko przymglone, lekko rozkołysane a na pewno bardzo spokojnie jazzowe – Nighthawks postarali się o album specjalnie dla niego. Na długie, chłodne wieczory.
Nighthawks to duet niemieckich jazzmanów – Dala Martino i Reinera Winterschladen, którzy pod koniec lat dziewięćdziesiątych skrzyżowali swoje muzyczne ścieżki, tworząc w zamkniętym studio własny przepis na muzykę y gatunku nu-jazz. I choć panowie nie mogą się pochwalić niezwykle odkrywczym i nowatorskim podejściem do gatunku, to przecież efektów ich pracy nie da się nie policzyć in plus. Moje skojarzenia z nocnym pubem nie są przypadkowe i bezsensowne – zespół przyjął nazwę inspirując się obrazem Edwarda Hoppera, który ukazuje właśnie taki amerykański, przytulny bar, przy pustej nocnej ulicy. „Nocne jastrzębie” czy „nocni grabieżcy”, jak można by dosłownie przetłumaczyć nazwę zespołu, wychynęli na światło dzienne z debiutanckim krążkiem „Citizen Wayne” w roku 1998. Zbierając doświadczenie, pomysły i inspiracje, a także kolekcjonując znajomości w muzycznym światku, wypracowali sobie bardzo charakterystyczny styl, którym uraczyli nas w pełnej krasie w niespełna trzy lata po debiucie.

„Metro bar” to krążek, do którego powstania przyczynili się najlepsi muzycy jazzowi z Niemiec oraz niezwykle szanowany i utalentowany perkusista amerykański – Steve Gadd. Pulsujący, głęboki bas, gdzieś na dnie podświadomości i muzycznej masy, stanowi idealną podporę dla zbudowanej tu miękkiej faktury instrumentalnej. Z kolei perkusja traktowana jest różnorako – delikatnie uspokaja, to znów nadaje kompozycjom żywsze tempo i rozedrgany rytm. Ciche akordy i pasaże fortepianowe, oraz niezwykłe brzmienie organów Hammonda dopełnione tu zostało przytłumionym, charakterystycznym brzmieniem trąbki. Wszystko to snuje się kłębiącym dymem gdzieś w okolicy – można by powiedzieć – seksownego lounge’u i nu-jazzu. Męski głos szepczący Think positive w otwierającym utworze, francuska melorecytacja w Direction Downtown, zaczerpnięta niemalże ze zdartej winylowej płyty – wszystkie te głosy i odgłosy nadają albumowi jeszcze bardziej intymnego, a równocześnie tajemniczego brzmienia. Nie sposób pominąć faktu, iż produkcją zajął się sam Dal Martino, dzięki czemu elektroniczny podkład nie wybija się, a wręcz delikatnie wzbogaca „surowe” brzmienie instrumentów akustycznych. Zbierając wszystkie te cechy możemy śmiało przyrównać poczynania Nighthawks do muzyki St. Germain, Nils Peter Molvaer’a czy duetu Illumination, z ich remiksowego krążka „The Chilluminati Remixes”.

Za atut przyjmuję to, że pomimo, iż zespół jednoczy tak znamienitych muzyków, Martino i Winterschladen nie pokusili się o „więcej jazzu w jazzie”. „Metro Bar” nie uraczy nas bowiem zadziwiającymi solami fortepianowymi, Reiner nie stara się o grę na granicy możliwości ludzkich, a sam Gadd sprawia wrażenie wyciszonego i lekko sennego. I o to właśnie chodzi, tak w projekcie jak i w muzyce zawartej na krążku. Nu-jazz – nowe podejście i wyciągnięcie nowej estetyki z klasycznego jazzu. A że estetyka ta z założenia bazuje na ukołysanym marzeniu…. Nighthawks nie mogli nagrać bardziej adekwatnego soundtracku dla nocnego, zadymionego pubu.

Jadwiga Marchwica