mum-summerZa tym jakże zwodniczym i mylącym tytułem kryje się całe islandzkie piękno jakie można opisać dźwiękami. Bowiem nagrany m.in. w latarni morskiej przy Reykjawiku album całym sobą świadczy, że pochodzi od Islandczyków – ma w sobie cały ten klimat i atmosferę wyspiarskich, zimnych, ale pięknych pejzaży – o których większość z nas wie wyłącznie ze zdjęć i własnych marzeń. „Summer Make Good” był jednym z najbardziej oczekiwanych krążków tego roku i kiedy wreszcie go mamy, zastanawiać możemy się już tylko nad tym, czy warto było czekać. Jeżeli chodzi o moje osobiste odczucia – bez wątpienia tak. Z chłodem bijącym od trip-hopowej elektroniki, tworzącej sobą samą niezwykłą przestrzeń, znakomicie kontrastuje wysokie, wręcz infantylnie brzmiące private singing autorstwa Anny Valtýsdóttir. Uwagę zwraca także różnorodność żywych instrumentów, przede wszystkim gitar. To sprawia, że brzmienie Múm na tym albumie bardzo przypomina dokonania ich kolegów po fachu – Sigur Rós. Mimo, iż kompozycje są w jakiś sposób ilustrujące, włączanie tej płyty jako tło do pracy czy nauki raczej mija się z celem. Najlepiej brzmi (parafrazując słowa ich rodaczki Björk) wieczorową porą.

Kaśka Paluch