Mam przyjemność recenzowania jednej z ważniejszych i najlepszych płyt !K7. Housowa, dance`owa, ale jednocześnie pachnąca jazzowymi inspiracjami perełka autorstwa Matthew Herberta to gwarancja niesamowitych artystycznych doznań z najwyższej półki. Album ten sprawia, że Mathew wyrabia sobie renomę jednego z najważniejszych muzyków klubowych. Słuchanie jego płyt to zaszczyt.
Tak naprawdę “Bodily Functions” może wcale nie jest po prostu longplayem. To jeden wielki klub z 14 obszernymi salami, w której gra się jeden z utworów. To nieistotne, czy będą to dancefloorowe rytmy, dźwięki bossanovy, jazzu, może house`u… Najważniejsza jest sama muzyka i chwała mu za to, że tak fenomenalnie to dopieścił. Jest geniuszem absolutnym, elektronicznym królem potrafiącym jednak zachować umiar w zabawie cackami do tworzenia nowoczesnej muzyki. Składniki poszczególnych kompozycji dobiera bardzo inteligentnie i w sposób niezwykle przemyślany. Ucieka od jakiegoś postmodernistycznego bełkotu, za to tworzy muzykę z duszą, z unikalnym i bardzo mocnym, ciepłym klimatem. Poza tym Mathew bardzo zgrabnie manewruje, jest muzycznym mistrzem kierownicy. Dla osiągnięcia interesującego efektu wyzbywa się brawury, przez co płytka zyskuje swój kameralny, klubowy klimat. LP jest niemalże świętością dla każdego szanującego się DJ-a.
To, co stanowi siłę krążka i jego kolejny mocny punkt jest niezwykły klimat. Materiał wysłuchany w jakimkolwiek miejscu tworzy knajpianą atmosferę, na ogół pełną relaksu, ulotnego muzycznego seansu. Mathew jest świetnym przewodnikiem i umiejętnie odkrywa przeróżne zakątki ludzkiej wyobraźni właśnie dzięki tej płycie. Bije od niej niewyobrażalne ciepło, jakiego brakuje bardzo wielu krążkom. Kiedy i tak już się rozpłynęliśmy, możemy się zastanowić, z jakiej właściwie bajki Mathew jest…
Muzyk sprytnie tworzy materiał w konwencji electro-acoustic, ale sprawne ucho słuchacza bez problemu dostrzeże bardzo wiele jazzowych ukłonów to w stronę lat 60-tych, to 70-tych. I to może stanowić główne kryterium podziału utworów z całego materiału. Z jednej strony stonowane, przepełnione wrażliwością i pachnące aromatem kawy jazzowe przyśpiewki, z drugiej te bardziej elektroniczne od house`u i chilloutu po trip-hop, choć w sporadycznych ilościach. Niesamowicie pulsujący niczym nasze serca groove, mnóstwo ciekawych zabiegów dzięki samplom, wokale dobrane pod fenomenalnie nastrojowe kompozycje. Album wręcz tętni życiem londyńskiej ulicy, mieni się feerią barw i dźwięków. Nic dziwnego, przecież sam Mathew mieszka właśnie w Londynie i żyje jego życiem. Życiem miasta tak niezwykłego jak on sam, jak jego muzyczne dziecko.
“Bodily Functions” to płyta z klasą, bez wątpienia jedno z najważniejszych dokonań muzycznych 2001 roku. Dla mnie, skromnego właściciela pary uszu i duszyczki wrażliwej na takie fenomenalne granie, jest także płytą bardzo osobistą, intymną, niezwykłą. LP jak żaden inny bardzo mocno uzależnia od muzyki, sprawia, ze ją chłoniemy. Rozbuja, rozkołysze, przeniesie nas z zadumy do wesołego rozkojarzenia. Album jest tak cudowny, ze przy pierwszym przesłuchaniu można się nim zachłysnąć, dlatego warto poświęcić mu więcej czasu, aby zrozumieć i odebrać go w pełni. Jest dziełem kompletnym, doskonale i umiejętnie obrobionym krok po kroku. Takie spotkanie tete – a – tete z Mathew ma swoją magię i gwarantuje niepowtarzalne wrażenia. Nie ma co, facet jest nieziemski, po prostu geniusz.
Rafał Maćkowski (el.greco)