W czasach mojej fascynacji tzw. miejską muzyką Wielkiej Brytanii czyli 2stepem i UK garage, nie potrafiłam zaakceptować wszystkich utworów, jakie wtedy nawinęły się na moje uszy. Zawsze bowiem byłam zdania, iż do tej specyficznej muzyki z bardzo charakterystycznym rytmem (tu mówię tylko o 2stepie, bo garage jak wiadomo posiada rytm regularny, czyli nic szczególnego) powinno się mieć podejście subtelne i profesjonalne. 2step jest jednym z najbardziej podatnych na „spopowienie” gatunków i trzeba sporo wyczucia u artysty, żeby do tego nie dopuścić.
Matt Kowalsky postawił na jazz, sporą dawkę jazzu, wprowadzoną w okowy klubowego bitu. Nie tylko w kwestii instrumentów, ale też samej struktury utworu – z solówkami i improwizacjami włącznie. „What’s the bit” czyli czwarta ścieżka albumu jest tego koronnym przykładem. Trudno jest więc jasno określić czy to tylko 2step czy już nujazz – ale to właśnie najbardziej mnie w krążku ujęło.
Nieco inne oblicze „Nowego Planu” zaczyna się właśnie od… „Nowego Planu” czyli utworu, do którego zaśpiewała Ms Róża. Niskiej i matowej barwie głosu wokalistki (pamiętam, że gdy pierwszy raz usłyszałam ten utwór w gronie znajomych, wszyscy skojarzyli go sobie z wokalem ex-wokalistki Blue Cafe) towarzyszy szybki, równy, taneczny bit i – jak zawsze – jazzowe wstawki na saksofonie z podporą harmoniczną w formie organów hammonda. Przede wszystkim jest to jednak utwór zaśpiewany po polsku. Od tego momentu zaczyna się maraton tzw. „featuringów” czyli kilka kolejnych kompozycji z towarzyszeniem głosów: Jean, Kasia Klich (utwór „True Step” znają już chyba od dawna, czyli 2002 roku, wszyscy) i Immanuel. Mocno zaskoczył mnie utwór „Znowu Nudzisz” – znany słuchaczom już jakiś czas temu, który z jakichś powodów zapisał mi się w głowie jako beztroski, o zabawnym tekście. Tu po swoistym intro z wokalem Róży wpadamy w zupełnie odmienną atmosferę – z prostym, transowym basem i elementami, generalnie rzecz ujmując, etnicznymi (hiszpańskie „bicie” gitary, wschodnie zawodzenie głosu). Zaskoczenie in plus.
„Nowy Plan” do gustu przypadł mi momentalnie, bo – najprościej rzecz ujmując – w całym swoim optymizmie, taneczności, tworzeniu atmosfery dobrej zabawy, nie wyzbywa się – wiem, że to wyświechtane słowo – ambitnego grania. Jest to jedyne słowo jakie przychodzi mi do głowy gdy słyszę niuanse i smaczki konstrukcyjne czy instrumentacyjne w muzyce Matta. W zależności od tego, jak głośno i gdzie włączymy krążek „Nowy Plan”, może to być relaksujące, melodyjne tło do chill-outu, albo przyczynek do baletów na parkiecie.
Tylko, że do 2stepu tańczy się ponoć trudno… 🙂
Kaśka Paluch