Pojedyncze utwory Massive Attack wielokrotnie uświetniały ścieżki dźwiękowe do najróżniejszych filmów, dlatego pojawienie się pełnowartościowego soundtracku stworzonego przez tę grupę można by skwitować słowami „no wreszcie”. Muzyka legendy trip-hopu towarzyszy od początku do końca filmowi akcji. Tematyka nieco zaskakująca (spodziewałabym się raczej podkładu pod trudny, głęboki psychologiczny dramat z elementami cyberpunku, he he), ale wszystko jeszcze się może zdarzyć – „Danny the Dog” zobaczymy w kinach dopiero za parę miesięcy. Dźwiękiem za to możemy cieszyć się już dziś.
Podstawowym błędem, jaki popełniłam przy pierwszym przesłuchiwaniu tej płyty, było podejście do niej, jak do kolejnego krążka zespołu. I przy takim nastawieniu, moje odczucia względem tej produkcji były, najdelikatniej rzecz ujmując, ambiwalentne. Ważne jednak jest, by pamiętać, iż mimo tego, że twórcami utworów są Massive Attack, wciąż jednak ich rolą jest towarzyszenie obrazowi. Muzyka to krew filmu, jak to ładnie określił Trystan swego czasu, a nie cały organizm ergo odpowiednie proporcje powinny być zachowane. I dopiero wychodząc z takiego założenia, można zachwycić się kunsztem odsłuchiwanego albumu.
Najbardziej uwagę zwraca różnorodność utworów jakie znajdują się na krążku. Skrajnie różnych, na dodatek. Wiele jest takich, które uderzają nas ostrym brzmieniem gitar i cięższą perkusją, a zaraz obok nich wybrzmiewają kawałki spokojne, melancholijne, trafiające w uczuciowość już nie tyle mollową tonacją, co typowo „massivowym” tchnieniem. Tak przemawia do mnie niespełna dwuminutowy „P is for piano” czy „Polaroid girl”, który – jestem o tym przekonana – doceni każdy miłośnik panów z Bristolu. Nie wszystko tu mogę nazwać muzyką ilustracyjną, choć z pewnością każda kompozycja ma odpowiedni klimat. Na tyle odpowiedni, że zaintrygował mnie sam film.
Soundtracki zazwyczaj mają temat przewodni, który w różnych wersjach przewija się przez wszystkie poszczególne utwory. W zależności od tego, jak bardzo temat ten jest udany, słucha się jego rozmaitych koncepcji z większą lub mniejszą przyjemnością. Z tego, co udało mi się wychwycić w produkcjach dla „Danny the Dog” wnioskuję, że Massive Attack postawili raczej na wariacje na temat – niezwykle zresztą udanej – melodii przewodniej lub całkowite odejście od niej. A to, moim skromnym zdaniem, ogromny plus – każda kompozycja ma swój niepowtarzalny charakter.
Fanom Massive Attack raczej pisać tego nie trzeba, ale pozostałych, którzy cenią sobie muzykę na wysokim poziomie tudzież miłośników soudtracków gorąco zachęcam do zapoznania się z tym krążkiem.
Kaśka Paluch