Cały ten świat
Masala ma wszystko to, czego mi trzeba.
1. Moc. Ściana dźwięku poukładana w strukturę break-beatową bądź tradycyjnego indyjskiego rytmu. Brzmienia i tempo dobrane tak, że nawet samochodowy korek jest dobrym miejscem na pobujanie się potupanie w rytm nogą. Wiem też już jak to brzmi na koncertach – i widziałam jak się do tego tańczy. Ogień – tyle powiem.
2. Inspiracja dalekowschodnim folklorem. Od instrumentarium przez melodykę po techniki wykonawcze. Śpiew gardłowy, lira korbowa, sitar, darabuka, tabla ściśle wplecione w nowoczesne, klubowe brzmienia generowane przez DJ’a. Tak ściśle, że po kilku przesłuchaniach krążka trudno sobie wyobrazić, że tak nie grają rdzenni Indusi z Suratu.
3. Ideologia. Już od momentu EP-ki „Obywatele IV Świata” czułam, że mam z poglądami Dużego Pe wiele wspólnego. Pacyfistyczne nastawienie zespołu, wykrzyczany do mikrofonu sprzeciw wobec ludzkiej zawiści, bezsensownej przemocy, wyzyskach i „gnojenia innych” to kwestie, z którymi można się albo całkowicie zgodzić, albo totalnie – i pewnie z poczuciem winy – odrzucić. Mnie Masala nastawia rewolucjonistycznie.
„Cały ten świat” różni się bardzo od pierwszych dokonań zespołu. Materiał jest tu bardziej skondensowany i ujednolicony. Muzyka jest ewidentnym środkiem przekazu, a nie celem samym w sobie. Nie znaczy to jednak, że została potraktowana przedmiotowo. Wręcz przeciwnie – kolaboracji tu dostatek (listę instrumentalistów, którzy wspomagali Masalę w nagraniach, czyta się dobre kilka minut) co świadczy o dokładnym przyłożeniu się zespołu do tej warstwy. Masala, jak to masala, jest mieszanką gatunków i stylów, choć na najnowszej płycie nie tak skrajnych jak na np. „Long play” z 2004 roku, do którego zaproszono m.in. osadzoną w słowiańskim klimacie Kapelę Ze Wsi Warszawa. Teraz kierunek obrany jest wyłącznie na Wschód, z jednoczesnym zagłębieniem się w te rejony, więc przynajmniej kwestie etniczne mamy w miarę klarowne. Trudniej jest z warstwą nowobrzmieniową, przez którą przewija się chyba wszystko. Od break-beatu i drum’n’bassu przez reggae, raga, dancehall i hip-hop. Że nie wspomnę o utworze „Punkka Masala” czyli ostrym, woodstockowym waleniu po garach.
I aby jeden drugiemu mógł dojechać dobrze, gotów jest przy okazji popełnić samobójstwo
Dodatkowym atutem krążka są dookreślające przekaz liryczny Dużego Pe sample – filmowe bądź polityczne, jak np. ten Władysława Bartoszewskiego, który ozdabia śródtytuł akapitu powyżej. Muzycy zespołu przejmują niejako rolę zespołów punkowych sprzed kilku lat. Nie ukrywają regularnego wkurwienia (bo naprawdę trudno to nazwać inaczej) na to, co się dzieje wokół nas. Od tego, co jest najbliżej, po te – teoretycznie – odległe sprawy, wielką politykę i bezcelową agresję.
Masala to projekt wyjątkowy na polskiej scenie muzycznej. Grupa, która dotyka tak wielu elementów sztuki, muzyki etnicznej całego świata, a przy okazji tę szeroką gamę możliwości wykorzystuje do przekazu ideologicznego – zdarza się nieczęsto. Rosnąca popularność Masali świadczy jednak o tym, że najprawdopodobniej była u polskich odbiorców pewna niezaspokojona potrzeba, luka, którą wypełnili twórcy Masali. Pod każdym względem jest to najsensowniej wydany w Polsce krążek mijającego roku.
Kaśka Paluch