lifesLife’s Addiction to grupa dość słabo znana. Swoją bardzo krótką karierę uwieńczyli tylko jednym albumem, wydanym w 1997 roku „Inner Shade”. Wcześniej pojawili się na składankach Technology Alert (vol. 15) i w zasadzie tyle mogliśmy usłyszeć na temat grupy z Wielkiej Brytanii. Ja – przyznam się bez bicia – również na Life’s Addiction natrafiłam zupełnym przypadkiem, ale dobrze się stało, bo bogatsza jestem o to jedno doświadczenie muzyczne.

Dźwięki, jakie znajdziemy na albumie „Inner Shade” określane mogą być jako alternatywny pop z domieszką rocka czy jakiejś bliżej niesprecyzowanej elektroniki. Ja jednak ze względu na bliskie skojarzenia niektórych utworów z barwą, którą prezentuje na przykład Portishead, skłonna jestem stwierdzić, że Life’s Addiction grają także trip-hop. I to w całkiem niezłym wydaniu.

Na początek uwagę zwraca rozbudowane instrumentarium zespołu. Oprócz wokalu Allison David, której głos jest niemal prominentnym elementem w muzyce na krążku, usłyszymy także brzmienie organów Hammonda, fortepian, smyczki czy keyboard (a więc elektronika) – no i stały skład każdej kapeli – perkusję, bass, gitary.

Nie da się nie zauważyć sporego zróżnicowania w dynamice utworów. Zaczynając od ostrej, przywodzącej na myśl niektóre mocniejsze kawałki Tricky’ego, kompozycji otwierającej album czyli „Cherry Red” aż do niezwykle spokojnych utworków z towarzyszeniem fortepianu – przy których pierwszą myślą, jaka przychodzi go głowy jest „grają troche jak Beth Gibbons i spółka…” – nawet sposób śpiewania wokalistki jest podobny.

Ogólny klimat płyty wpada raczej w mrok, melancholię – zarówno pod względem muzycznym, jak i lirycznym (co tym bardziej skłania mnie do traktowania muzyki LA jako trip-hopu). Płytę opisuję bez większych emocji tudzież jakiegoś szczególnego entuzjazmu, bo sama taka jest – kawał dobrej, porządnie wykonanej roboty, sporo ciekawych brzmień, dobrze trafione momenty z użyciem przefiltrowanego wokalu, ale to wszystko już było. Portishead wyprzedziło z takimi rozwiązaniami (czyli „brudne” dźwięki, gdzieniegdzie wpadającymi w nowoczesny jazz), Life’s Addiction o trzy lata. Jest więc dawka dobrej muzyki, dobrego trip-hopu, ale nie budzi to w nikim żadnych skrajnie radosnych doznań. Zwłaszcza teraz. W przeciwieństwie jednak do wielu tego typu kapel, na „Inner Shade” znajdziemy po prostu żywe granie – solówki na gitarze, dzikie uderzenia w perkusję. To wszystko wymieszane z elektroniką, przesterami, typowo bristolowymi rozwiązaniami sprawia, że Life’s Addiction w jakiś sposób wyróżnia się z garstki wykonawców, do których jest podobne. I tylko dlatego nie stwierdzam, że krążek jest kompletnie odtwórczy. Poza tym, trzeba zauważyć, że mimo, iż Allison i jej zespół ubiegło wcześniej parę innych zespołów kierujących się w stronę bristol soundu, to w 1997 roku, byli to jedni z prekursorów stylu – tym bardziej szkoda, że nie utrzymali się na powierzchni dłużej. Być może moglibyśmy wtedy oczekiwać czegoś naprawdę wielkiego. Tymczasem mamy bardzo dobry krążek do kolekcji i – rzecz jasna – częstego słuchania.

Kaśka Paluch