lenaJeżeli ktoś lubi dub, to zna Lena. Jeżeli lubi dub, a nie zna Lena to znaczy, że niewiele wie o muzyce, którą lubi. Jeżeli ktoś nie lubi dubu, to Lena też nie polubi. A jeżeli ktoś nie zna dubu, to powinien zacząć jego poznawanie właśnie od Lena.
Ten panegiryczny wstęp ma na celu jedno – krótkie acz efektywne (efektowne przy okazji też może być) nakreślenie sylwetki Mathiasa Deplanque – artysty, którego muzyka wpisuje się w dubowy kanon i bez wspomnienia o nim, nie można mówić o tym gatunku. Notabene warto o nim wspomnieć także przy okazji kilku innych projektów, jak np. hybrydowym, elektronicznym Bildo. Pod własnym nazwiskiem Deplanque zajmuje się też ambientem i muzyką konkretną, buduje instalacje, zaprasza wizualizatorów do współpracy… robi też całą masę innych rzeczy, o których rozpisywać się jednak nie będę, bo to nie artykuł biograficzny. Dość powiedzieć, że to człowiek z otwartym umysłem i nieprzeciętnymi zdolnościami.

„The Uncertain Trail” nie jest w zasadzie albumem nowym. Wyszedł wprawdzie kilka dni temu, ale materiał, który się na nim znajduje to stworzone dużo wcześniej, a do tej pory nie wydane autorskie produkcje Lena oraz remiksy jego wcześniejszych dokonań. Czymkolwiek by to jednak nie było, clou całości to po prostu dub. Te trzy literki, nic więcej i tym bardziej nic mniej. Ale są fragmenty, które zdecydowanie wybijają się ze schematu i o nich właśnie warto wspomnieć.

Choć początek płyty rzeczywiście nie niesie ze sobą nic nowego – ot, bardzo dobrze wyprodukowane utwory na kanwie tradycyjnego elektronicznego dubu – to dalsza część albumu, mniej więcej od ścieżki ósmej czyli „Déjà Vu” wypuszcza ten schemat w rejony minimalu i subtelnego industrialu. Z pewnością jest to oddźwięk zainteresowania Deplanque’a muzyką konkretną i ambientem, bo wciąż pozostaje „baza”, ten dubowy rdzeń, ale otoczka wokół niego już taka nie jest – przynajmniej nie tylko. A więc bliżej Mathiasowi do Apparata niż do Deadbeata – jeśli można pokusić się o takie generalne porównania. Mniej głębokiego basu i echa, więcej wirtuozerii brzmieniowej i akrobatyki z rozmaitymi dźwiękowymi efektami. Co nie zmienia faktu, że słucha się tego z perwersyjną wręcz przyjemnością.

W pierwszym akapicie napisałam, że poznawanie dubu powinno zaczynać się między innymi od Lena. To prawda, chociaż niekoniecznie od tego albumu. „The Uncertain Trail” będzie ekskluzywną muzyczną ucztą dla fanów tego artysty czy osób lubujących się w niekonwencjonalnym potraktowaniu dźwięku czy sampli. Krótko mówiąc: warto.

Kaśka Paluch