Przypowieść o zagubieniu w czasoprzestrzeni
Być może dzięki temu stwierdzeniu narobię sobie wrogów, w najlepszym wypadku wywołam burzliwą dyskusję, a mimo to wysunę postulat, iż pierwsza solowa płyta lidera Kanału Audytywnego to jedna z najlepszych polskich produkcji trip-hopowych ostatniego czasu. Myślę tak, ponieważ nie potrafię rozpatrywać albumu L.U.C.’a w stricte hip-hopowych kategoriach. Nie tylko dlatego, że w zasadzie nie znam się na hip-hopie, ale przede wszystkim dlatego, że mimo wszystko umiem porównywać – a „Haelucenogenoklektyzmu…” nie da się przymierzyć do żadnej z hip-hopowych produkcji, jakie znam.
Pamiętam, że gdy pierwszy raz usłyszałam album Kanału Audytywnego, coś mnie w nim przyciągnęło i jednocześnie – coś odrzuciło. Przy wszystkich skomplikowanych, nie do końca jasnych, nieco psychodelicznych tekstach L.U.C’a, w sferze muzycznej senso lato, nie poczułam się usatysfakcjonowana. Każdy z tych elementów, którego mi brakowało na, na przykład, „Płycie Skirtorytmicznej” (skądinąd całkiem niezłej) pojawił się na „Haelucenogenoklektyzmie…”
A oto stan haelucynogenny…
Po pierwsze: liryka. Można czepiać się „nawijki” L.U.C’a, jego głosu i artykulacji (wymieniam wszystkie te zarzuty, z którymi spotkałam się u przeciwników płyty, warto dodać jeszcze, że były to zarzuty nie poparte żadnymi sensownymi argumentami), ale dla mnie najważniejsze jest to, co L.U.C. mówi i przede wszystkim JAK to mówi. Jako obsesyjna miłośniczka języka polskiego zwracam szczególną uwagę na umiejętność zabawy słowem, jego brzmieniem i semantyką. Już w utworach Kanału Audytywnego mogliśmy zaznajomić się ze specyfiką tekstów jego lidera, ale dopiero L.U.C. w wersji solowej zdaje się iść na całość. Rytmizowanie melorecytacji przez rymy, powtórzenia całych wyrazów, ich rodzin czy tylko poszczególnych sylab doskonale współgra z podkładem muzycznym i znakomicie oddaje atmosferę tekstu, który L.U.C. przedstawia. Możnaby powiedzieć, że całkowicie przekomponował on swój język po to, by był równie psychodeliczny, jak historia, którą opowiada. Sam autor na swojej stronie pisze, że kilkakrotne przesłuchanie płyty i wgląd w okładkę to klucz do rozpoznawania krok po kroku przebiegu „choroby”. Zgodzę się z tym i dodam jeszcze, że mam wrażenie, iż nie jeden myślący (podkreślam: myślący) człowiek może znaleźć w jego tekstach kawałek siebie – większy czy mniejszy. W żadnym wypadku nie oznacza to, że słowa L.U.C’a nazywam uniwersalnymi – uniwersalne to są popowe „perełki”. L.U.C. jest bardzo konkretny. A mimo to nie jest w swoich przemyśleniach sam…
Po drugie: muzyka. Powiem, że Możdżer, że Pudło, że Rahim, Smolik czy Grosiak. Nie interesuje mnie jak L.U.C. tego dokonał, że wszystkich ich zamknął w studio, ważne jest jaki wyszedł z tego efekt. A przyznam, że jest elektryzujący. Dream Team polskiej sceny muzyki elektronicznej (i jazzowej) w wersji halucynogenno-psychodelicznej – nie mogło się nie udać. Połączenie ciężkiego, acz oszczędnego bitu w minimalistycznym podkładzie ze sporadycznymi wstawkami trąbki, wycofanie dźwięku po to, by zrobić miejsce dla linii melodycznych skrzypiec, rozpoznawalny bas no i deklamacja L.U.C’a sama w sobie – od wyciszonych, budzących klimat tajemnicy fraz po otwarty głos jeszcze dobitniej wyrażających zamierzony przekaz – mnie to głęboko ujęło i pewnie dlatego jest to najchętniej słuchana przeze mnie przez ostatnie tygodnie płyta.
Wyprałem w pralce własny mózg i okazało się, że jestem pomidorowym przecierem
Jeśli trip-hop to „hip-hop na kwasie” albo po prostu eklektyczna muzyka w odpowiednio niepokojącym nastroju i nieprzystający do „normalnego” hip-hopu rap, to czuję „Haelucenogenoklektyzmu” jako płytę trip-hopową. A jeśli nie chcemy się bawić w szufladki – jest to po prostu znakomity polski krążek, świetnie wyprodukowany, zagrany i… powiedziany? Słyszałam opinię, iż L.U.C. stworzył przeintelektualizowaną, niezrozumiałą płytę dla sfrustrowanych pseudo dekadentów. Rzeczywiście, w porównaniu z tekstami piosenek jakie słyszymy na co dzień, L.U.C. wypada wręcz nieprzyzwoicie. Ale moim zdaniem to najzwyczajniej inteligentna muzyka z błyskotliwym tekstem, a całości można wyłącznie pogratulować.
Kaśka Paluch
p.s. śródtytuły pochodzą z tekstów na płycie