Incognito to zespół-ikona, są wymieniani jako prominentni przedstawiciele gatunku acid jazzu obok Us3. Istnieją dwie dekady, nagrywają niezliczoną ilość płyt i wciąż mają szerokie grono odbiorców. W maju odwiedzą Polskę i z tej okazji odpowiadają na nasze pytania…
Jadwiga Marchwica: Od blisko 20 lat jesteście utożsamiani z acid jazzem. Jaka była historia tego gatunku?
Bluey (Incognito): Era funk jazzu, tak jak i acid jazzu miały swój początek w twórczości muzyków, DJ-ów i tancerzy londyńskiej sceny muzycznej, którzy w latach siedemdziesiątych hołdowali amerykańskiemu, afrykańskiemu i brazylijskiemu funk jazzowi. Sukces zespołów, które utrzymały się na tej scenie, pomógł muzycznemu ruchowi stać się międzynarodowym. To, co zostało zapoczątkowane w Dingwalls (małym londyńskim klubie) w niedzielne popołudnia, odtworzone zostało w Tokio, Paryżu, Nowym Jorku, Hamburgu, aż w końcu rozprzestrzeniło się na cały świat.
Czy kiedykolwiek naszła Cię myśl, że acid jazz się wypalił, że nie można już stworzyć nic nowego w obrębie tego gatunku?
Funk i jazz to stałe gatunki (formy) muzyczne, z istotną rolą groove’u (ogólnie: rytmu), które są żywe dziś w równym stopniu, jak w latach siedemdziesiątych. Hip-hop, house, r’n’b używają właśnie jazzu i funku, jako podstawy do swoich coraz to nowszych form. Natomiast „acid jazz” jest jedynie pojęciem, dzięki któremu można zaznaczyć erę, w której rozwijał się funk jazz i muzyka klubowa. Fakt, iż istnieją takie grupy, jak D’Angelo, The Roots, The Rebirth, Erikah Badu, Brand New Heavies, Soil And Pimp Session, The Visioneers, czy Incognito, utwierdza mnie w przekonaniu, iż acid jazz wciąż ma niemałe znaczenie i sporo do powiedzenia. Poza tym, teraz przyciągamy do siebie większą publiczność niż w latach dziewięćdziesiątych. Zauważyłem także, że mnożą się zespoły poświęcające się acid jazzowi w Korei, Japonii, Włoszech czy na Filipinach.
Większość zespołów muzycznych dość często zmienia skład personalny. Wy natomiast przez te wszystkie lata nagrywacie i występujecie w dużej grupie. Czy to trudne utrzymać tyle osób w zespole?
Czułbym się oszukany, gdybym poszedł na koncert Tower of Power lub Earth Wind and Fire, a na scenie zobaczyłbym jedynie cztery czy pięć osób. Niektóre brzmienia można osiągnąć tylko w ogromnym zespole, no chyba że się używa ścieżek elektronicznych i podkładów. Ale my jesteśmy w pełni „na żywo”!
Czy taki duży skład ułatwia tworzenie muzyki i koncertowanie czy jest wręcz odwrotnie?
Moim marzeniem jest kapela piętnastoosobowa… Ale jestem realistą i to realia zmuszają mnie do pracy w dziesięcioosobowym składzie, oczywiście poza momentami, gdy zapraszamy gości specjalnych. Ale te jedynie dziesięć osób wydobywa z muzyki takie emocje, wprowadza słuchaczy w taki stan, jakiego pragnąłem tworząc moje kompozycje.
Nagraliście bardzo dużo płyt, tak naprawdę co roku możemy usłyszeć nowe utwory od was. Jak to możliwe?! Tworzycie non-stop i nagrywacie stopniowo, czy tworzycie konkretny album „za jednym zamachem”?
Zawsze piszę coś nowego, więc zazwyczaj mam połowę albumu gotową do nagrania w każdym momencie. A co za tym idzie: do studia z zespołem wchodzę z 10% wstępnego szkicu do następnego albumu. Lubię i nawet wolę tworzyć na bieżąco w studio, muzyka rodzi się wtedy sama, w trakcie burzliwych jam sessions. Ostatnio jednak, mój czas pochłaniała produkcja debiutanckiego albumu młodej indonezyjskiej wokalistki – Diry Yulianti.
Byliście już w Polsce, widzieliście Warszawę i Sopot, teraz przyszedł czas na Kraków. Zaglądaliście tu wcześniej?
Nie przypominam sobie, abyśmy odwiedzali Kraków, ale jestem z całym zespołem przygotowany, żeby zagrać specjalnie dla ludzi w Krakowie. Polska publiczność tworzy zawsze fantastyczną atmosferę, która gwarantuje dobry koncert.
Kraków nazywany jest “kulturową stolicą Polski”, to bardzo stare i historyczne miasto. Macie jakieś plany na zwiedzanie?
Myślę, że będziemy tu tylko przelotem, zbyt krótko żeby cokolwiek zobaczyć. Ale na szczęście dla mnie: wyczuwam ludzi, ich uczucia na tyle, aby poczuć charakter każdego miasta, w którym gramy.
I na koniec: czego krakowska publiczność może spodziewać się podczas waszego majowego koncertu?
Granie na żywo, to dla nas ofiara miłości. Chcielibyśmy dotknąć serc polskiej publiczności. Na pewno będzie trochę uskrzydlającego soul jazzu, funk jazzu oczywiście, a na koniec wprowadzimy was w bardzo imprezowy klimat. Czekamy na ten koncert, jak dzieciaki na bożonarodzeniowy poranek!
Po takiej zachęcie my też nie możemy się doczekać! Zatem, do zobaczenia w Krakowie!
Peace!
Rozmawiała: Jadwiga Marchwica
Foto: oficjalna strona