W naszym kraju częstym zjawiskiem jest wydawanie dobrych albumów z kilkuletnim poślizgiem. No, ale przecież lepiej późno niż wcale – zwłaszcza, jeśli chodzi o artystów pokroju Imogen Heap, a to jej krążek doczekał się przed kilkoma miesiącami polskiej premiery. Jak słusznie zauważyła moja redakcyjna koleżanka Jadwiga, stało się tak dopiero na skutek użycia w telewizyjnym spocie reklamowym utworu „Just for now”, co wywołało spore ożywienie. Tak czy inaczej jest to doskonała okazja, aby nadrobić zaległości dla wszystkich tych, którzy jeszcze nie mieli przyjemności poznać Imogen.
A Imogen to postać naprawdę godna uwagi. Znana z dwóch solowych albumów: „I megaphone” (1998) i opisywanego właśnie „Speak for Yourself” (2005) oraz dzięki duetowi Frou Frou. W skład tego ostatniego wchodził jeszcze Guy Sigsworth, z którym wydała świetny krążek „Details” (2002) (nasza recenzja tutaj). Niestety, w 2003 roku ich drogi rozeszły się na dłużej i artyści skupili się na indywidualnych projektach. Jednak do dzisiaj Brytyjka pozostaje na Zachodzie bardzo cenionym muzykiem, czego dowodem jest pojawianie się jej kompozycji na licznych kompilacjach albo w bardzo popularnych amerykańskich serialach: „Życie na fali” i „Sześć stóp pod ziemią”. U nas do niedawna Imogen była ciągle anonimowa…
//
// Wszystkie utwory zawarte na „Speak for Yourself” samodzielnie mogłyby stanowić małe arcydziełka – począwszy od pierwszego „Headlock”, przez „Hide and Seek”, „Clear the Area”, aż po wspominane już „Just for now”. Na każdym dominuje doskonały, często zmodulowany wokal, a także mnóstwo różnej, lekko popowej elektroniki z instrumentalnymi naleciałościami: smyczkami i fortepianem. Cały album charakteryzuje jednak bardzo pozytywny nastrój, dzięki któremu chce się do niego ciągle wracać i słuchać w nawet najbardziej ponure dni. Połączenie świetnego głosu Imogen z dosyć swobodnymi, momentami zabawnymi i zaskakującymi aranżacjami sprawia, że „Speak for Yourself” jest tak wyjątkowy i bardzo charakterystyczny.
Jeśli kiedykolwiek miałbym komuś polecać ambitną, ale radosną, wielowarstwową elektronikę, to na pewno nie zapomniałbym o tym krążku. Dobrze, że w końcu szersza publiczność ma okazję poznać taką elektropopową twórczość, bo moim zdaniem, tego typu brzmień jest ciągle za mało; a drugi solowy album Imogen jest dodatkowo doskonałym przykładem na to, że można świetnie się bawić i tworzyć przy tym kapitalną, ale ambitną muzykę.
Michał Perzyna