Pierwszego spotkania z muzyką tej grupy nie da się zapomnieć. I ja pamiętam, jak trzy lata temu doszły do mnie dźwięki „Santa Maria (Del Buen Aure)” – prawdziwe coup de foudre. Utwór z milionem podtekstów, spokojny, ale agresywny – w sposób, jakiego chcemy. Atakuje wyobraźnię, temperament – bo temperament, to drugie imię Gotan Project. Żeby wyzwolić najbardziej gorące uczucia nie potrzebne jest zawrotne tempo i dzikie wokale. Zespół podchodzi do słuchacza z zupełnie innej strony – z elegancją, subtelnością, wysmakowaniem. Muzycy wybierają z argentyńskiego tanga, które jest przecież jednym z najbardziej nasyconych erotyką tańców, całą esencję i wrzucają ją w wir dub’owego echa, iście trip-hopowego rytmu, głębokiego basu.
Na pierwszy plan wysuwają się dźwięki akordeonu (a właściwie bandoneonu, w rękach Nini Floresa) – selektywne melodyjne. Później czas przychodzi na skrzypce Line Kruse (notabene szalenie ciekawy popis wirtuozerii na tym instrumencie w czasie koncertów), nie zabraknie też fortepianu, którym mistrzowsko operuje Gustavo Beytelmann i gitary. Te utwory brzmiałyby znakomicie grane tylko tak, unplugged, ale my mamy jeszcze większe szczęście, bo okazuje się, że z lekkim dotknięciem elektroniki, efekt jest lepszy, niż można by się spodziewać. Jakby tego było mało – na całe brzmienie nakładają się zsamplowane kobiece wokale.
Powiem to, co oczywiste – „La Revancha del Tango” to album znakomity. Nie mam ani powodu, ani ochoty, żeby tu cokolwiek krytykować. To krążek, na który warto poświęcić parę chwil. Dłuższych.
Kaśka Paluch