gillespeterson-bbcJak najkrócej i najtrafniej określić kompilację podawaną nam przez Gillesa Petersona? Rarytas. To jedno słowo w pełni oddaje istotę tego, czym zbiór nagrań dla BBC jest dla miłośników muzyki i fanów poszczególnych wykonawców, jacy się tu pojawili.
Ale od początku – Gilles Peterson to ikona, marka i postać niezwykle znana. Przede wszystkim jako… selekcjoner zjawisk. Zjawisk, jakimi są płyty pojawiające się w muzycznym świecie. Przesłuchuje, wybiera i prezentuje to, co najlepsze – w swoich miksach, audycjach radiowych czy na składankach, które dość często wydaje. Tym ostatnim za każdym razem przyświeca jakiś konkretny cel. A to brazylijskie klimaty, a to afrykańskie, teraz natomiast przyszła pora na specjalne, ekskluzywne nagrania live w radiowym studio. I należy koniecznie pamiętać, że Peterson nie zaprasza do studia byle kogo.

Na album składają się dwa krążki, a nazwiska jakie tu wyczytujemy, przyprawiają o szybszy oddech i ścisk w sercu. Uwaga: Matthew Herbert, Roots Manuva, Nitin Sawhney, Homelife, Zero 7. Ciśnienie skacze jeszcze bardziej przy Beth Gibbons, Bjork czy Roisin Murphy i The Roots. A to wcale nie są wszyscy. Niezwykłość tej kompilacji polega na tym, że wszystkie utwory tu zawarte przedstawione zostały bez poprawek i kosmetycznych usprawnień. To nic, że ludzki głos czasem zawodzi (choć Bjork akurat nie zawodzi nigdy), że czasem jakiś instrument się wyciszy czy komuś ręka zjedzie nie w to miejsce gitarowego gryfu, w którym powinna się właśnie znaleźć. To nie tylko nie jest postrzegane jako wada, ale wręcz jako zaleta – każde nagranie bowiem brzmi cudownie autentycznie, żywo i prawdziwie. I choć przewija się tu rozmaita stylistyka muzyczna, to wspólnym mianownikiem jest progresywność każdej z nut (czyli: artysta ambitny) i charakterystyczny dźwięk, który nie wiedzieć czemu, przypomina mi zadymione jazz puby. Nawet jeśli na co dzień nie zasłuchuję się Beck’a, tu wysłuchuję go z niekłamaną przyjemnością.

Największym problemem w przypadku „The BBC Sessions” okazał się wybór płyty, która ma być przesłuchana jako pierwsza. Gdyby to tylko było możliwe, wrzuciłabym w odtwarzacz obie na raz. Zakochałam się w tej kompilacji od pierwszego kontaktu i nie sądzę, by kogokolwiek, kto uważa się za konesera muzyki ominął ten stan zauroczenia. Nawet tysiąc żarówek nie potrafi wnieść tyle światła. Uśmiech na twarzy gwarantowany. Płyta niezbędna.

Kaśka Paluch