Janne Hatula jako Fanu podpisuje się, kiedy tworzy drum’n’bass, FanuSamurai to jego pseudonim od downtempo. Co by nie stworzył ten DJ i producent z Finlandii, jego produkcje zawsze brzmią niezwykle profesjonalnie – bo jest w tym dużo pasji. Ze współczesnym Photkiem rozmawiamy po imprezach w Polsce, przed założeniem jego własnego labelu.

Kaśka Paluch: Odwiedziłam dziś twoją stronę i zobaczyłam parę informacji na temat twojego przyszłego labelu. Dlaczego uznałeś, że warto założyć własną wytwórnię?

Fanu: Powodem tego jest to, że mam coś, co można nazwać złą karmą w doświadczeniach z innymi labelami. Zwykle było tak, że wytwórnia brała moje utwory, ale później bardzo dużo czasu zajmowało wydanie tej muzyki. Dla kogoś, kto poświęca ogromną część swojego czasu na tworzenie muzyki to trochę wstyd, bo wiadomo, że chcesz wydać swoje utwory jak najszybciej, kiedy jest ona świeża dla ciebie i innych. Ale, jeśli to zajmuje półtora czy dwa lata (a czasem nawet więcej!) dla dwóch tracków (zwykle na dwunastocalowej płycie) to nie są one już tak świeże. Niepotrzebna męczarnia. Więc krótko mówiąc: zakładam własny label, bo chcę mieć nad tym wszystkim kontrolę. Chcę, żeby te rzeczy były w ruchu, a nie stały w miejscu.

Zamierzasz wydawać w labelu też innych artystów?

Generalnie, szczególnie na początku, wytwórnia będzie wydawać przede wszystkim moją muzykę. Myślę jednak, że w przyszłości będę współpracować z jakimś utalentowanym artystą.

”Lightless Recordings” [nazwa wytwórni Fanu – dop. red] skupi się na downtempo czy drum’n’bassie?

Nie ma limitów i jestem z tego zadowolony. Nie chcę tworzyć wytwórni ze zbyt dramatycznymi ograniczeniami. Na przykład: drum’n’bass może być na stronie A, a downtempo na B, jak na moim pierwszym wydawnictwie. Napisałem właśnie coś nowego, co nie jest ani downtempo ani drum’n’bassem i na to przeznaczę osobną płytę w przyszłości. Lubię tworzyć drum’n’bass tak samo jak nie-drum’n’bass i na oba te style znajdzie się w moim labelu miejsce. Ponieważ kocham breakbeat, jedynym ograniczniem tej wytwórni będzie to, że muzyka musi mieć połamany beat – i będzie dobrze!

Twoja muzyka brzmi bardzo podobnie do wczesnych produkcji Photka. On jest twoją inspiracją?

Twórczość Photka z lat dziewięćdziesiątych odegrała główną rolę w kształtowaniu mojej breakbeatowej świadomości. Jego synkopowanie jest spoza tego świata, w tym jest bezkonkurencyjny.

A czy myślałeś kiedyś by, jak on, nagrać coś z hip-hopowcami czy wokalistami?

Właściwie nie, ale gdybym miał wybierać, wybrałbym wokalistów zamiast MC. A gdybym mógł wybrać wokalistę, byłaby to Tracey Thorn!

Kilka dni temu byłeś w Polsce – czy znałeś nasz kraj, pod względem muzycznym oczywiście, wcześniej?

To prawda, byłem w Polsce między 20 a 24 kwietnia. Szczerze mówiąc, jedyni polscy artyści, jakich znałem to Skalpel, którzy nagrali dla Ninja Tune trochę downtempowych rzeczy. Teraz znam jeszcze duet CLS+Wax, którzy nagrywają dla Hospital Record. Desperacko potrzebuję edukacji!

Niektóre twoje utwory utrzymane są w klimacie atmospheric drum’n’bass. Wielu twórców takiej muzyki, na imprezach gra dużo bardziej ciężkie rzeczy. Myślisz, że nie da się zrobić dobrej imprezy z atmosphericsami?

To zależy, co rozumiesz pod pojęciem atmosferycznego drum’n’bassu. Kawałek, który dobrze sprawdza się na parkiecie, też może mieć w sobie atmosferę, to oczywiste. Na przykład utwór, który wydałem w Subtitles – „Siren Song” – jest bardzo atmosferyczny, nie ma nic wspólnego z ciężkim graniem, a świetnie sprawdza się na parkiecie. To trochę wstyd, że bezduszność i aestetyzm zaczęły dominować za bardzo, z jakiegoś powodu. Generalnie, wiele osób twierdzi, że drum’n’bass musi być mocny, by ludzie do tego tańczyli. A to gówno prawda. Oczywiście, może być mocny i nie ma nic złego w takim drum’n’bassie, ale jest tyle muzyki, którą można zagrać na imprezie… to, co jest potrzebne to dobry groove i „to coś”, co zainteresuje ludzi. Coś dla ciała, coś dla duszy. Aktualnie „reformuję” się jako DJ, grając starsze drum’n’bassy: dobre beaty, dobra atmosfera. Dużo połamania i grubego basu! W Polsce zagrałem dużo breakbeatu i ludziom się podobało. Mój label będzie taką muzyką zainteresowany.

W twoich setach (tych dostępnych na stronie) jest też dużo trip-hopu, na przykład DJ Shadow, interesujesz się bardziej tą muzyką?

Tak, trip-hop, downtempo, wszystkie te rzeczy, które nie kwalifikują się do drum’n’bassu bardzo mnie interesują. Wybacz proszę ten wtręt, ale mój downtempowy album „Focused Mind” będzie wydany w Pauze Recordings może za dwa miesiące (jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to w czerwcu) i ta płyta pokaże moją downtempową stronę w 13 utworach. Nawet Amon Tobin dał mi wsparcie, co mnie bardzo nobilituje! Na imprezach nie gram trip-hopu, ale to cały czas mnie interesuje. W tej muzyce jest ogromna ilość przestrzeni.

Zawsze o to pytam – jakiego sprzętu używasz do nagrywania muzyki?

W pewnym sensie jestem bardzo oldschoolowy, bo używam tylko hardware’u przy tworzeniu swojej muzyki. Najważniejsze są dwa samplery: Akai s5000 i E-MU E5000 Ultra. Obok nich stoi mikser Soundcraft, z połowy lat dziewięćdziesiątych. I jeszcze podstawowe elementy, equalizery i tak dalej. Cubase 5 używam do odgrywania midi i to cały udział komputera w moim komponowaniu.

Dlaczego w pseudonimie, którym podpisujesz downtempowe produkcje jest słówko „samurai”?

Zasadniczo są dwa powody ku temu. Po pierwsze, kiedyś pewien DJ z Kanady nazwał mnie „Sauna Samurai”, bo bardzo lubię sauny, jak wszyscy mieszkańcy Finlandii. Po drugie zawsze byłem zafascynowany starymi japońskimi filmami. Od tego się to zaczęło.

Rozmawiała: Kaśka Paluch
kwiecień 2006