Najpierw zrobili mi smaka swoją darmową mp3’ką, którą można było zdobyć za pośrednictwem Internetu. Mowa o „A little uneasy”, utworze, który może nie powalał oryginalnością i świeżością brzmień, ale z całą pewnością przykuwał uwagę. Był kolejnym dowodem na to, że Polacy potrafią jednak wydać coś innego poza wszędobylskim wrzaskiem i jazgotem, często pozbawionym sensu. Niemniej, abstrahując od tego – promocyjny utwór wzbudzał niemałe zainteresowanie. Do tego całkiem przyzwoita promocja w Sieci (wywiady, zapowiedzi…) i wszystko to stało się powodem do niecierpliwego oczekiwania na krążek „Pleasure for nothing”. De Coy to pseudonim artystyczny Katarzyny Rakowskiej, znanej z zespołu Fading Colours oraz współpracy z wielkimi gwiazdami trip-hopowej estrady – Massive Attack. De Coy to także nazwa duetu jaki Kasia tworzy z Rudolfem, który zajmuje się całą elektroniczną oprawą, towarzyszącą wokalowi. Inspiracją dla ich twórczości okazuje się bristol sound, brzmienia wspomnianego wyżej Massive Attack czy Portishead. Sami muzycy nie precyzują, do jakiego gatunku muzyki można zaliczyć utwory De Coy – najbliżej im jednak do trip-hopu.
Nie da się ukryć, że na albumie „Pleasure for nothing” nie znajdziemy szczególnie odkrywczych rozwiązań. Kasia śpiewa wyjątkowo spokojnie, gdzieniegdzie z delikatną chrypką czy minimalną atonalnością wkładającą szczyptę pikanterii w kompozycje De Coy. Taki charakter wokalu został już jednak wypracowany dużo wcześniej – przez prominentne postaci w chilloutowym światku. Do złudzenia przypomina śpiew Pati Yang (czasem miewam wrażenie, że to ona), a momentami ma w sobie coś z Beth Gibbons.
Podkłady elektroniczne Rudolfa wyróżniają się klimatem, wprowadzają atmosferę lekkiego niepokoju, nastrojowej melancholii. W większości kompozycji na płycie elektronika towarzyszy głosowi, ale znajdzie się kilka perełek („Memories”), w których wysuwa się na pierwszy i jedyny plan.
Prawda jest taka, że De Coy to co prawda udany album na polskim rynku muzyki okołotriphopowej, ale nie prezentujący powalającego na kolana poziomu. Produkcji jako takiej nic złego zarzucić nie można – najnowsze technologie, przemyślana struktura kompozycji, to niewątpliwe atuty krążka. Nie ma się jednak co czarować – to podążanie utartą i sprawdzoną ścieżką.
Katarzyna Paluch