coldcut-peopleJonathan More i Matt Black stworzyli duet, który w krótkim czasie stał się prawdziwą perełką wytwórni Ninja Tune, mimo, iż nie od początku tam nagrywali. W 1987 roku czyli czasach, w których wielu deklarujących się fanów Coldcut było na etapie niemalże prenatalnego wieku, muzycy wydali singiel „Say Kids, What Time Is It?”, a rok później w Big Life swój pierwszy album „What’s that noise”. Z Ninja Tune są od roku 1998 czyli stosunkowo niedługo, ale jak już pisałam – mają wysoką pozycję w tejże wytwórni. Panowie z Coldcut to typowi DJe i zajmują się przede wszystkim miksowaniem sampli tudzież każdych innych wycinków z przeróżnych utworów. Co jakiś czas ich sety usłyszeć możemy na antenie radia Solid Steel, tym razem jednak wychodzą do nas z pełnowartościowym albumem, będącym zbiorem w rodzaju „the best of” z lat 1989-1993.

Najbardziej znanym chyba utworem duetu jest „People Hold On” z wokalem Lisy Stansfield. Od niego też rozpoczyna się cała kompilacja – lekki, dance’owy kawałek i takiej konwencji Jonathan i Matt trzymają się już do końca składanki. Przyznać muszę, że nieszczególną radość sprawiło mi słuchanie tego krążka. Wolę Coldcut od strony brudnych brzmień jak w „Music 4 no musicians” i chilloutowo-downtempowych utworów. Tu mamy jednak istny amalgamat – wszystko na raz, natłok dźwięków i sampli znanych z twórczości innych wykonawców, to wszystko zalewa nas w ciągu kilkudziesięciu minut niczym fala zimnej wody. Poza takimi perełkami jak „Kinda Natural” ciężko mi było na płytce doszukać się kawałków, przy których mogłam się spokojnie odprężyć. Ciekawie prezentuje się także nowa wersja jazzowego przeboju „Autumn Leaves” jednak mimo tych kilku wyjątków ciężko mi uznać album za dobry. Nawet jako zbiór kawałków muzyki tanecznej nie prezentuje on dużej wartości. Gdybym miała wybierać krążek na imprezę, na pewno nie byłoby to „People Hold On”. Gdybym chciała relaksować się przy dobrej elektronice – również dałabym spokój tej płycie.

Ogólnie rzecz ujmując, panowie z Coldcut rozczarowali mnie. Po niedawnych niesamowitych miksach, jakie słyszałam na Solid Steel, spodziewałam się naprawdę mocnego uderzenia, istnego wejścia smoka z dobrze dobraną tracklistą… a dostałam coś, czego nie będę już więcej przesłuchiwać. Szkoda.

Katarzyna Paluch