posttelegramW 1995 i 1996r. na adres „Islandia” Björk wysłała dwie polecone przesyłki. Pierwszą z nich był zbiór (jak sama artystka określiła) listów do zimnej ojczyzny, czyli „Post”; drugą stanowił pośpiesznie wysłany „Telegram”. Wydanie obu płyt okazało się ogromnym sukcesem i kolejny raz ukazały światu Björk, jakiej jeszcze nie znał…

Już po wydaniu nie takiego znowu debiutanckiego „Debut” Islandka stała się niezwykle ważną osobistością w świecie muzyki w ogóle. Po zebraniu jak najbardziej zasłużonych laurów zaczynała gromadzić materiał na nową płytę. I wtedy na horyzoncie pojawili się niejaki Tricky (tak, tak, to przez niego powstały rewelacyjne „Enjoy” i wymyślne „Headphones”), Howie B i Mark Bell (który zasłużył sobie na ‘własny’ „Cover Me” z dedykacją od Björk) oraz Graham Massey z 808 State. W niedługim czasie powstała pierwsza wersja „Post”, z której Babsi postanowiła zrezygnować ze względu na jej nadmierną elektroniczność. Wtedy do akcji wkroczyły tabuny trąbek, saksofonów i cała orkiestra symfoniczna. Taka była droga narodzin krążka o niezwykłym wachlarzu różnych barw, dźwięków, klimatów i styli muzycznych.

Przed odpaleniem „Post” lepiej zapiąć pasy, bowiem Björk zgotowała nam niezwykle mocne wejście: zadziorny i ostry „Army Of Me” tak chętnie remiksowany i przerabiany przez wielu artystów na całym globie. Następnie przychodzi czas wyciszenia… „Hyperballad” to esencja muzyki Björk. Jest tu wszystko, za co kochamy jej twórczość: dźwięki elektroniczne ze smyczkami, rozwijająca się dramaturgia i mnóstwo zawijasów wokalnych. Kolejny singiel to cover piosenki Betty Hutton. „It’s Oh So Quiet” jest utworem wykonanym w iście amerykańskim stylu z towarzystwem świetnej orkiestry pod batutą Johna Altmana. Potem przychodzi czas na pierwszy epizod o nazwie ‘Tricky’. „Enjoy” to drapieżne, elektroniczne zwierzę, podsycone trąbką Einara Örna, znajomego z The Sugarcubes. Jako że „Post” to płyta niezwykle urodzajna w single nadeszła pora na kolejny: przepiękną i nieco autotematyczną „Isobel” pełną wzruszających pociągnięć skrzypcowych strun i wokalnych popisów Björk. Z pogodnej atmosfery wyrywa nas intymny „Possibly Maybe” (eksperymenty na płycie nie ominęły nawet tytułów), który piosenkarka nagrywała nago. Czy tęskniąca Björk to Björk smutna? Nie tym razem. Szczyt szaleństwa wokalno-aranżacyjnego zostaje osiągnięty właśnie na „I Miss You”. Na koniec pozostała druga odsłona współpracy z Tricky’m: „Headphones” – ślimacząca się, a jakże niebezpieczna.

Kolejny raz opisując płytę Björk, nie można pominąć teledysków, jakie zostały zrealizowane przy tej okazji. „It’s Oh So Quiet” Spike’a Jonze’a został nagrodzony MTV Video Award za najlepszą choreografię, „Possibly Maybe” uwodzi grą kolorów i odcieni nastrojów Björk. Z kolei współpraca z Michelem Gondry zakrawa na wzajemne uzależnienie, bowiem jest on twórcą aż 3 teledysków z „Post”, a może raczej 3 mini-filmów.

Jeżeli „Debut” można zarzucić drobną nierówność, to w przypadku „Post” taki osąd jest zupełnie nietrafny. Możemy za to mówić o ogromnej różnorodności. Płyta jest wprost genialną wizytówką artystki i co ciekawe znajdziemy na niej odniesienia do każdej z płyt Björk. Najbardziej przebojowe przywodzą na myśl „Debut”, smyczki na „You’ve Been Flirting Again” czy „Hyperballad” w połączeniu z elektronicznym pazurem „Enjoy” to nic innego jak klimaty „Homogenic”, bezszelestne i uczuciowe „Cover Me” nawiązuje do atmosfery „Vespertine”, zaś wokalne wygibasy i eksperymenty z „Headphones” pozwalają je łatwo powiązać z „Medullą”. Tak więc „Post” to przepiękna róża wiatrów i bezcenny skarb współczesnej muzyki. A to przecież nie koniec…

Niejako dodatkiem czy uzupełnieniem tak zróżnicowanego materiału z „Post” jest równie urozmaicony zbiór remiksów „Telegram”. Jak odbierać to wydawnictwo? Tak jak kolejną płytę Björk, bo w przypadku tej artystki nie da się inaczej. Krążek zawiera jeden premierowy utwór – figlarny i pogodny „My Spine”, który Babsi nagrała wraz z Evelyn Glennie. Co świadczy o różnorodności albumu? Przede wszystkim artyści, którzy remiksy tworzyli. Mamy tu bowiem totalnie smyczkowe „Hyperballad”, które zyskało na uroku dzięki Brodsky Quartet; trip-hopowe „Army Of Me” w przeróbce Massey i bardziej popową wersję „I Miss You”. Moje typy? Przede wszystkim drum’n’bassowa wersja „Cover Me” od Dillinja – dynamiczna, taneczna i wciąż tak samo intrygująca; a także „You’ve Been Flirting Again”, który dzięki dodatkowym partiom smyczkowym zyskuje na subtelności i jest jeszcze czulszą wersją niż pierwowzór. Sama Björk nie pozostawała bezczynna. Także ona odpowiada za kształt płyty, nagrywała między innymi dodatkowe partie wokalne specjalnie na tą okazję. Islandka udowadnia, że także zbiór remiksów (zwłaszcza z takiego LP jak „Post”) może być płytą szczególną i wyjątkową.

Po raz kolejny, chapeau bas, Björk!

Rafał Maćkowski (el.greco)