beadyTak klimatyczne jazzowe płyty rzadko przychodzą na świat, że wspomnę chociażby „The Intimate Ella” Eli Fitzgerald, czy pozycje Buggy Wesseltofta, a z polskich płyt inspirowane tą pierwszą „Szeptem” Anny Marii Jopek. Jakkolwiek genialne te płyty by nie były, prowokują, by szukać czegoś podobnego koncepcyjnie, ale bardziej nowoczesnego, przez co bliższemu słuchaczowi. Postawiony właśnie w takiej sytuacji trafiam na drugi krążek skandynawskiego projektu Beady Belle.

Polscy fani trip-hopu mają Anię Garbarek, zaś rodzimi wielbiciele nu-jazzu – Beate S. Lech, wokalistkę zespołu, który tworzy z Mariusem Reksjo. Nazwisko wskazuje na to, że Beate pochodzi z kraju Lecha i rzeczywiście ma polskie pochodzenie. Jej ojciec jest Polakiem. Jeśli chodzi już o sam projekt, to ma on na swoim koncie wcześniejszą płytę pt. „Home”. Jak wielki krok do przodu zrobiła ta formacja, opowiem już za chwilę.
Trzeba przyznać, że album „Home” to kawał dobrego nu-jazzu, ale większość recenzentów chowała największe pochwały do kieszeni, licząc, że czeka ich jeszcze bardziej udany longplay. I już po pierwszym utworze, „When My Anger Starts To Cry”, można odetchnąć z ulgą. Beate ma tak słodko anielski głos, że raczej trudno uwierzyć, że drzemie w niej jakikolwiek gniew, ale to nie przeszkadza jej w byciu wiarygodną w tej jak i następnych utworach. Jest może jeszcze dosyć klasycznie, ale potem klimat biegnie w innym kierunku, jakby nastroje tej płyty odbijały się od ścian i zmieniały temperaturę, bowiem „Hindsight” – stokroć bardziej klubowy i ciepły, jednym słowem genialnie i w pełni nu-jazzowy. Właśnie tego typu kompozycji najbardziej szukałem na krążku. Poziom artystyczny dalszej części jest równie wysoki. Mimo, że większość utworów jest dosyć nastrojowa i senna, to każdy z nich ma w sobie coś charakterystycznego. Od nowatorskiego „Big ballon”, poprzez dancefloorowy „One and only” ze szczególnym intro zatytułowanym „Moja jedyna”, któremu trzeba poświecić więcej miejsca. A dlaczego? Ponieważ, po kilku dźwiękach kontrabasu słyszymy mężczyznę mówiącego czystą polszczyzną. Powrót do korzeni i niezwykle sympatyczny akcent dla każdego Polaka słuchającego Beady Belle. Wokalistka nie traci na liryczności swego głosu także w szybszych kawałkach, jak chociażby „On The Ground” czy „Bella”, kolejnych ciepłych i ciekawych numerach. Takich, które sprowokują do rytmicznego podrygiwania ciałem.

„Cewbeagappic” to esencja nu-jazzu. Bardzo ciekawe teksty, które pisze sama Beate, jej powabny, świetnie komponujący się z fortepianem, kontrabasem, a nawet z elektronicznymi dźwiękami, głos buduje elegancką atmosferę. Zespół niewątpliwie się rozwija i aż strach pomyśleć, jak świetna będzie następna płyta. Z kolei ta jest tak klimatyczna, stylowa i piękna, że naprawdę warto mieć ją w swojej kolekcji.

Rafał Maćkowski (el.greco)