ejsystuejMagia samplowania

Muszę przyznać, że gdy po raz pierwszy zobaczyłam opis najnowszego wydawnictwa Katiusza Pop, przez myśl przemknęło mi, że to pewnie kolejny projekt w rodzaju kwartetu na trzy laptopy i rurę do odkurzacza, gdzie ideologię dorabia się do zupełnego niczego. Coś mnie jednak tknęło by przesłuchać mp3 zamieszczone na stronie, zanim płytę po prostu zignorowałam. I momentalnie zwróciłam honor zarówno b.a.u.d.owi, jak i załodze Katiusza Pop. Na „Ej systu ej” naprawdę mamy muzykę, a nie zabawę w komponowanie. Czarująca płyta.

Mówiąc krótko, b.a.u.d konstruuje swoje utwory z elektronicznego fundamentu (ambientowych plam dźwiękowych i – dość często – mocnej perkusji z głębokim kickiem) i ornamentu w postaci samplowanych głosów. Momentami brzmi to więc jak nagrania terenowe z jakiegoś egzotycznego miasta (sporo jest zresztą akcentów Bliskiego Wschodu, choćby wszechobecny klarnet), czasem jak zapis dźwiękowy z centrum metropolii albo filmu akcji. Masa odbić echa, cięcia słów, zgłosek, przy czym – jak wspomniałam – nie jest to żadne mouth music, a li tylko ozdoba muzycznego, elektronicznego tła.

W efekcie „Ej systu ej” przesycona jest oniryzmem, pełnym subtelności sennym majaczeniem. Jeśli stan umysłu na cienkiej granicy między snem a jawą mógłby być muzyką, brzmiałby zapewne właśnie tak. Jeśli brać pod uwagę arcydokładne nagrania kapiącej wody, możnaby porównać muzykę b.a.u.d.a do concrete music – aż nie wejdą instrumenty akustyczne bądź elektroniczne. Wtedy zbliżamy się do ambientu lub po prostu – pozwolę sobie użyć tego określenia mimo pejoratywnych z nim skojarzeń – eksperymentalnej elektroniki. B.a.u.d.owi udało się zachować harmonię pomiędzy doświadczeniami z materią dźwięków przyrody a tworzeniem muzyki na rzeczywistych instrumentach. To nie jest łatwe, szczególnie w czasach, w których zapętlony odgłos spadającej monety a capella jest nazywany sztuką.

Szalenie istotny jest sprzęt, na którym płytę od Katiusza Pop przesłuchamy. Jeśli nie chcemy usłyszeć koncertującego nic, potrzebne nam są przynajmniej dobre słuchawki, które zdołają wydobyć głębię i przestrzeń, które stworzył b.a.u.d. Wtedy rzeczywiście można się poruszyć, gdy padnie filmowe „wake up number 37″…

Kaśka Paluch