anja-smilingW zasadzie trochę się bałem napisania paru słów na temat „Smiling & Waving”. Jakiekolwiek opisywanie muzyki Anji Garbarek na tym etapie jej twórczości wiąże się z pewnym ryzykiem. Pomyślałem jednak, że podjąłem je już w tej chwili, gdy sięgnąłem po tę płytę…
„Smiling & Waving” jest owocem pracy w londyńskim studiu i pierwszą płytą nagraną dla dużej wytwórni. Taka zmiana nie wpływa szczególnie na muzykę Anji, tak jakby opuszczając rodzinną Norwegię zapakowała do swojej walizki mnóstwo pomysłów i tego skandynawskiego feelingu. Zapakowane i przetransportowane do Londynu nie tracą zupełnie na świeżości. Chłodną i piękną aurę albumu podsycają zaproszeni panowie, którzy czuwali i wspierali Anję przy tworzeniu materiału. Produkcją zajął się Steven Wilson, zaś za muzyczny obraz odpowiadają Robert Wyatt czy Mark Hollis. Z tego musiało powstać coś wyjątkowego i…

Dostajemy zupełnie nową Anję Garbarek. Jej snujące się, posępne i magiczne kompozycje są wyśmienicie stopniowane i zmierzają ku konkretnemu finałowi. Czy to jeszcze jazzowo-folkowe wariacje, czy jakieś elementy trip-hopu, czy coś zupełnie innego? Każdy utwór pełen jest melancholijnych zwierzeń, szeptów, szmerów i dzwonków, z jednej strony w towarzystwie elektroniki, z drugiej otoczonych przez pokaźne instrumentarium.

Na pierwszy plan wysuwa się dziewczęcy i subtelny wokal pani Garbarek. To pierwsza płyta w dorobku wokalistki, na której następuje jego silna ekspozycja. Co najważniejsze nie dzieje się to kosztem żadnego innego elementu w jej utworach. Zgubił się gdzieś tylko rytm, od którego Anja (jak sama przyznaje) postanowiła się odwrócić w trakcie prac nad „Smiling & Waving”. Wzbogaciła i przyprawiła za to podkład muzyczny ciekawymi bitami, ale także dźwiękiem harf, gitar, smyczków, klarnetu czy fortepianu. I tak powstał zbiór prawdziwie fenomenalnych kompozycji.

Chyba jednym z najpiękniejszych utworów, jakie kiedykolwiek Anja wykonała jest pochodzący z tego zestawu „Stay Tuned”. Jego początek jeszcze niczego nie zapowiada, ale potem mamy do czynienia z takim zagęszczeniem emocji połączonym z anielską barwą Norweżki, że nie sposób opisać jak piękna to kompozycja. Na podobnym pomyśle opiera się równie urokliwy „That’s All”. Ale w tej płycie zakochałem się już wcześniej, w zasadzie na pierwszy rzut ucha, od klaustrofobicznego „Her Room”. Tak naprawdę każda kompozycja zasługuje na to, by poświęcić jej uwagę, ale wspólnym mianownikiem ich wszystkich jest powabność, pasja i skandynawska dusza.

Czy to płyta trudna? Niewątpliwie, ale ja spędziłem w jej towarzystwie zbyt wiele wieczorów i potrafię się przy niej odprężyć, a nawet oczyścić. A czy warto się w tą płytę zaopatrzyć? Jest to zupełnie inne spojrzenie na muzykę niż na „Velkomenn inn” (o której im miej powiemy, tym lepiej) czy na wyśmienitej „Balloon Mood”. Anja Garbarek to artystka wybitna, która zapewne jeszcze nieraz nas zaskoczy. Tą płytą kolejny raz potwierdza swój ogromny talent (genów podobno nie oszukasz). Jak to kiedyś napisał J. Carroll: „Nie zostawia miejsca na pustkę”.

Rafał Maćkowski (el.greco)