anja-brieflyshakingAnja Garbarek nie wydała nowej płyty od trzech lat, mało tego: ona przez ten czas w ogóle nie dawała znaku życia, a przynajmniej znaków dotyczących jej solowej pracy. Podczas gdy oddani i wierni miłośnicy twórczości córki sławnego jazzmana zjadali w nerwach i z niecierpliwości tynk ze ścian, przedstawiciele wytwórni, z którą artystka pracuje, ze stoickim spokojem odpowiadali „tak, Anja przygotowuje nowy album, który ukaże się pod koniec roku” – jakby to było tak naturalne, jak codzienne wschody słońca.
Ponieważ dla mnie wydawanie nowego materiału przez panią Garbarek nie jest czymś równie codziennym, wydawało się, iż tynku na ścianach nie wystarczy. Podczas gdy ja zadręczałam się pytaniami i wątpliwościami dotyczącymi nadchodzącej płyty (czy będzie tam więcej jazzu czy trip-hopu? czy – nie daj Boże – powróci w klimaty z „Velkommenn Inn” [tfu, tfu, tfu!]? czy zaprosi jazzmanów, którzy zapraszali ją? czy dała się ponieść modzie na komercję? ) Anja dorobiła się (w końcu!) oficjalnej strony internetowej z prawdziwego zdarzenia i… fantastycznego albumu.

Dla uspokojenia – na każde z powyższych pytań odpowiedź brzmi „nie”. Obserwując ewolucję od „Balloon Mood” do „Smiling & Waving” można było podejrzewać, że Garbarkową ciągnie w stronę jazzu i każdy jej kolejny krążek będzie miał więcej wspólnego z tym właśnie gatunkiem. Mało tego – byłam niemal pewna takiego rozwoju sytuacji, szczególnie po wiadomości o jej współpracy z włoską pianistką Ritą Marcotulli. I w zasadzie nigdy nie twierdziłam, że taka droga byłaby zła – Anja ma znakomity jazzowy głos, wyczucie i ogólnie rzecz ujmując, jej osobowość pasuje do tych barw, więc… jeśli nie trip-hop to jazz. Ale nigdy nie przypuszczałabym, że na trzecim (czy czwartym, jeśli brać pod uwagę „Velkommenn Inn” czego większość osób woli nie robić) albumie, norweska wokalistka zwróci się w stronę… gitarowego grania.

Przy czym od razu należy zaznaczyć, że w tym przypadku spory udział sześciostrunowców nie oznacza rocka (aczkolwiek wiele jego elementów można tu wysłyszeć). Anja zebrała to, co najlepsze z każdego z wszystkich wymienionych w tym tekście gatunków, tworząc swoistą bombę. No i ten głos… ten głos…

„Briefly Shaking” to popis sprzeczności – z jednej strony pełno energii, dynamizmu, erotyzmu i zadziorności, ostry bass i gitarowe riffy, z drugiej delikatność, niewinność, smyczki i organy hammonda. Mamy tu równe propocje grania na żywo i elektronicznych „przetwarzaczy”. Kilkadziesiąt minut z nową muzyką Anji Garbarek przyniosło ulgę i sporą, naprawdę sporą przyjemność ze słuchania.

Nie da się ukryć, że ten album jest wielkim krokiem w twórczości artystki i nie wiem, jak zareagują na ten fakt miłośnicy minimalistycznej atmosfery „Balloon Mood” i „Smiling & Waving”. Jednak nawet, gdyby to miał być szok, warto się mu poddać – a później już tylko spijać śmietankę.

Kaśka Paluch

p.s. czy Anja widziała okładkę tego krążka przed premierą?