To było szare, deszczowe popołudnie w zatłoczonym tramwaju, gdy do ręki wpadł mi tekst Wojtka Kosmy, w którym autor żali się nad nadużywaniem określenia „rozumienie muzyki”, bo „co w muzyce jest do rozumienia?”. To fakt, że szczególnie w odniesieniu do twórczości współczesnych kompozytorów-elektroników te słowa padają wybitnie często i może rzeczywiście zbyt często. Zresztą… zgadzam się z Wojtkiem w zupełności – muzykę opartą na eksperymentach z brzmieniem, fakturą instrumentalną i ogólną koncepcją nie tyle trzeba rozumieć, co lubić. Jeśli kogoś męczy minimalizm, to ciężko zarzucać mu brak np. wiedzy muzycznej. To tylko kwestia gustu.
Ja akurat należę do tych osób, które czerpią sporą radochę z wsłuchiwania się w twórczą zabawę dźwiękiem, choć zawsze wymagam od artysty, by dał mi poczucie, że jego utwór nie powstał przez przypadek typu: „tu wcisnę, tam wcisnę, ciekawe co wyjdzie”. W przypadku, kolokwialnie mówiąc, sprawdzonego Peklera, dyletanctwa obawiać się nie muszę. Tym razem jednak twórca „Strings + Feedback” nie sięga już po jazzowe sample (jak to zwykł robić np. na „Nocturnes, False Dawns & Breakdowns” z zeszłego roku) i w ogóle sięga po niewiele, bo jego najnowszy krążek to czysty przejaw minimalizmu. Jak sam tytuł wskazuje, usłyszymy tu smyczki (ale nie tylko i o tym za chwilę) z feedbackiem. Notabene, jest to niezły współczesny przykład, na którym wyedukować można się w kwestii „jak ze sprzężenia zwrotnego zrobić technikę kompozytorską?” (bardziej zainteresowanych odsyłam do pojęcia Studio Verlag).
Dziesięć utworów ze „Strings + Feedback” to zamaszyście położone plamy dźwiękowe, przypominające momentami twórczość iście ambientową, które towarzyszą selektywnym nutom wydobywanym z instrumentów smyczkowych (w przytłaczającej większości za pomocą pizzicato) i sporadycznym uderzeniom w klawiaturę fortepianu. Całość brzmi na poły mrocznie, na poły industrialnie, ale przede wszystkim jest niezwykle absorbująca. To taka współczesna muzyka „klasyczna”, która na pewno znalazłaby dogodne miejsce na Warszawskiej Jesieni – przy czym prezentuje ona dużo więcej sensu i profesjonalizmu, niż niektóre z samozwańczych „profesjonalnych kompozycji” jakie tam można usłyszeć. Idealna płyta dla wielbicieli szumów, zlepów, ciągów, kontemplacji nad dźwiękiem, miasta, maszyny i Stockhausena.
Kaśka Paluch