alpha-pepperJadąc ze znudzeniem po dobrze znanej szosie, słucham audycji pana Kydryńskiego – jednej z niewielu ambitnych, jakie oferują państwowe rozgłośnie radiowe. Obok jazzująco-stingujących motywów, ku mojemu gigantycznemu zaskoczeniu, na antenę wypływają dźwięki „Gula Gula” Mari Boine w remiksie Chilluminati. Z ust prezentera pada pytanie: „remiksować, czy nie remiksować?”.
Możnaby powiedzieć – to temat rzeka, a opinii jest tyle, ile ludzi zabierających głos w tej sprawie. Jedni twierdzą, że remiks to bezduszny, sztuczny wytwór, inni, że dopiero w takiej wersji kompozycja nabiera prawdziwego wyrazu. Pewne jest tylko to, że wszystko zależy od osoby, która, mówiąc kolokwialnie, zabiera się za mieszanie w utworze. Notabene wspomniany wyżej remiks jest, w mojej skromnej i szalenie subiektywnej opinii, genialny.

Warto się nad tą kwestią zastanowić właśnie przy okazji płyty „Pepper”, która składa się prawie wyłącznie z interpretacji wcześniejszych utworów Alpha. Przyznam się bez bicia (co mówię na wypadek, gdyby ktoś chciał sobie użyć), że kawałków tej grupy w oryginałach, użyję eufemizmu, nie lubię, mimo, iż sygnowane są słowem „bristol”, na którego brzmienie każdemu fanatykowi trip-hopu powinno robić się ciepło. Jak na mój gust są zbyt mdłe, monotonne, czasem nadto patetyczne, ogólnie rzecz biorąc – kiepskie. Co najmniej zastanawiające jest więc to, że „Pepper” plasuje się na szczytach mojego „top 10 ever”. Okazało się, że po skonfrontowaniu tych pozostawiających wiele do życzenia utworów, z talentem mistrzów sampli i gramofonów, wyszedł całkiem interesujący krążek. Wystarczy posłuchać oryginalnej wersji „Firefly” z „Come from Heaven” – brzmi jak nieudolna wersja tego samego utworu, tylko opatrzonego słowem „Recievermix” z „Pepper”. W stare kawałki Alpha tchnięty został nowy duch i – zabrzmi brutalnie – nagle nabrały jakiegoś sensu. Jakby to powiedział Galileusz „A jednak!” – da się.

To jedna z płyt, która może być sztandarem bojowym zwolenników remiksowania. Ja oddycham z ulgą – bo znalazł się ktoś, kto umiał wykorzystać możliwości, skąd inąd nieprzeciętnego głosu Martina Barnarda… i w dodatku to zarejestrował.

Kaśka Paluch